Decyzja o rezygnacji z urzędu nie jest duchową dezercją Ojca Świętego, ale jego krokiem w przyszłość.
Zaskakującą decyzję papieża Benedykta XVI należy, moim skromnym zdaniem, uznać za bardzo odważną i odpowiedzialną. Miał on odwagę bowiem przyznać się wobec całego świata do swojej słabości.
To decyzja odpowiedzialna, bo została podjęta w duchu troski za powierzoną owczarnię. Ojciec św. pokazał przy tym, że dobro Kościoła jest dla niego ważniejsze niż jego dobro osobiste. Tym bardziej trzeba tę decyzję uszanować i docenić.
Z pewnością nie przypadkiem jej ogłoszenie nastąpiło 11 lutego. Jest to bowiem święto Matki Bożej z Lourdes, patronki chorych i cierpiących. W tym dniu przypada też ustanowiony przez papieża Jana Pawła II Światowy Dzień Chorego. Wybierając taki dzień, Benedykt XVI chciał dobitnie podkreślić, że stan zdrowia nie pozwala mu dalej na przewodzenie Kościołowi katolickiemu, że czas wybrać kogoś młodszego, pełnego sił.
Dodam, że jako duszpasterz posługujący od trzydziestu lat wśród niepełnosprawnych, wiem, że ludzie bardzo wrażliwi, żyjący wartościami duchowymi, jeżeli podejmują taką decyzję, to nie z tchórzostwa, lecz z odpowiedzialności za społeczność, którą do tej pory kierowali. Są to na ogół decyzje bardzo przemyślane i przemodlone, choć z pewnością nie wolne od osobistych emocji. W wypadku papieża taką emocjonalną kropką nad „i” mogły być np. walki frakcyjne w kurii rzymskiej, kradzież jego prywatnych dokumentów czy ataki lobby homoseksualnego.
Zbliżające się konklawe pod wieloma aspektami będzie bardzo interesujące, a decyzje, jakie tam zapadną,
mogą być wręcz przełomowe. Tak jak miało to miejsce w 1978 r. Co do kandydatów na nowego papieża, to nie chcę wdawać się w żadne spekulacje, choć moim marzeniem jest, aby po dwóch ostatnich papieżach, będących Europejczykami wielkiego formatu, na tronie Piotrowym zasiadł duchowny z innego kontynentu. Dałoby to Kościołowi nowe spojrzenie na wiele spraw, bo stykając się z niektórymi zachodnioeuropejskimi duchownymi mam wrażanie, że Kościół dla nich zaczyna się w Gibraltarze, a kończy na Odrze, w najlepszym wypadku na Bugu.
Patrząc na skład 117-osobowego kolegium kardynałów elektorów, można zauważyć, że reprezentacja Europy Środkowo-Wschodniej jest w nim wyjątkowo słaba. Z Polski jest czterech kardynałów elektorów: Zenon Grocholewski, Stanisław Dziwisz, Kazimierz Nycz i Stanisław Ryłko. Trzem ostatnim święceń kapłańskich udzielał jeszcze kard. Karol Wojtyła jako arcybiskup krakowski. Wszyscy czterej świetnie się znają i w większości spraw mają jednakowe poglądy. Mogą być swoistego rodzaju języczkiem u wagi.
Jednak z terenów b. ZSRS jest tylko jeden elektor, 75-letni kard. Audrys Bačkis, abp Wilna. O wyjątkowym pechu może mówić kard. Lubomyr Huzar z Kijowa. Ten hierarcha obrządku greckokatolickiego urodził się 26 lutego 1933 r., a to oznacza, że na dwa dni przed oficjalną rezygnacją Benedykta XVI utraci prawo udziału w konklawe. Wcześniej to prawo utracił także kard. Marian Jaworski, metropolita rzymskokatolicki we Lwowie. Nie będzie więc żadnego elektora z Ukrainy. Również z Białorusi, bo po śmierci kard. Kazimierza Świątka nie mianowano tam żadnego purpurata, oraz z Łotwy, gdzie tamtejszy kardynał jest w wieku emerytalnym. Spośród innych krajów tego regionu po jednym elektorze mają tylko Czechy, Węgry, Chorwacja, Bośnia i Słowenia. Pozostałe albo mają tylko kardynałów-emerytów (Słowacja, Rumunia), albo w ogóle ich nie mają (Rosja, Serbia, Bułgaria i Macedonia). Nie liczę tutaj kardynałów z terenu b. NRD, bo kulturowo należą oni do innego kręgu. W sumie to bardzo mało. A przecież w tej części świata chrześcijaństwo, w przeciwieństwie do Europy Zachodniej, rozwija się dość dynamicznie. Widać to choćby w licznych powołaniach kapłańskich. Doprowadza to do takich paradoksów, jakie widziałem np. w archidiecezji wiedeńskiej, kierowanej przez jednego z medialnych papabile, kard. Christopha Schönborna, że od wielu lat nowymi duchownymi podejmującymi tutaj posługę są Polacy, Chorwaci i Słowacy, a nawet Filipińczycy i Afrykanie.
Wszyscy, tylko nie rodzimi Austriacy.
O wyborze nowego papieża zadecyduje jednak Duch Święty.
W oczekiwaniu na radosne „Habemus Papam” módlmy się więc za kardynałów-elektorów, aby poddali się Jego działaniom.
Źródło: Gazeta Polska
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski