Obecna nagonka na Jarosława Kaczyńskiego jest przekroczeniem kolejnej, do tej pory nienaruszanej, granicy. To, że kilka mało znaczących postaci po raz pięćsetny ogłasza jego polityczny koniec, świadczy o potężnym zdenerwowaniu obozu rządzącego rosnącymi sondażami PiS. Jednak podważanie działalności z okresu stanu wojennego do tej pory nie należało do stałego repertuaru. Powód był dosyć przyziemny, ale oczywisty. Uchodząca dzisiaj za jądro Solidarności ekipa Geremka, Michnika i Kuronia została w 1981 r. mocno zmarginalizowana w demokratycznych wyborach w związku.
To właśnie środowisko „Głosu” i inne, dzisiaj można powiedzieć prawicowe ośrodki zdominowały ówczesną Solidarność. Dopiero lata po stanie wojennym, kiedy komunistyczna machina zniszczyła istniejące struktury, a za partnera wybrała sobie niemającą w Solidarności poparcia korowską lewicę, sprawiły, że Michnik urósł do rangi guru dawnej opozycji. Gloryfikując Michnika, zapomniano o dziesiątkach ryzykujących życie, a co dzień długoletnie więzienie przywódców Solidarności i wielu takich jak Jarosław czy Lech Kaczyńscy, tworzących zaplecze dla działalności tajnych struktur związku.
Rozpoczęcie wojny na życiorysy może jednak paru osobom się nie opłacić.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Tomasz Sakiewicz