W życiu publicznym od wielu lat rządzi paradygmat głośnego idioty, eufemistycznie nazywanego skandalistą. Trwa nieustanny wyścig na wypowiadanie głośnych i beznadziejnie głupich opinii, które gwarantują popularność i nieważne, jaki jest to rodzaj popularności. Z drugiej strony łatwo wpaść w pułapkę własnych osądów i skończyć na takim samym dnie. Dlatego bardzo długo się zastanawiałem na tytułem felietonu, aby nie zbliżyć się na milimetr do tych, którymi gardzę. Szalę przeważyła prewencja!
Nie da się policzyć wszystkich zachowań najgorszego sortu człowieczego, po których padało sakramentalne: „Wszelkie granice zostały przekroczone”. Poza wszystkim jest to stwierdzenie fałszywe, i to w chwili, gdy jest wypowiadane, wszak w następnej sekundzie gdzieś jest przekraczana kolejna granica. Po ekshumacjach gen. Bronisława Kwiatkowskiego i gen. Włodzimierza Potasińskiego, które odsłoniły bolszewickie barbarzyństwo i profanację zwłok, nie usłyszeliśmy
„przepraszam”. W tym samym momencie z wielu plugawych ust padły te same, z premedytacją przygotowane, słowa współwinnych zbrodni:
„Najlepszym pomysłem byłoby złożenie ofiar katastrofy w jednej mogile”. Polak, który bodaj pobieżnie zna historię własnego kraju, nie może uciec od skojarzenia z dołami wykopanymi w Katyniu, Miednoje i Charkowie, z „Łączką”, gdzie z pełną pogardą komunistyczni bandyci bezimiennie zakopywali pomordowanych bohaterów.
Jeśli się o tym głośno nie krzyknie, następnym przekroczeniem granicy będzie gloryfikacja i nawoływanie do powtórzenia zbrodni na Polakach. Nie mam wątpliwości, że ten sort jest do tego zdolny, a już na pewno nie miałby żadnych wyrzutów sumienia, gdyby za nich „robotę” wykonali radzieccy towarzysze.
Źródło: Gazeta Polska
#gorszy sort
Piotr Wielgucki „Matka Kurka”