10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Blokada taśmy

Według opozycji na nowo ujawnionych taśmach nie ma nic ciekawego, zawierają jedynie zapis prywatnych rozmów podczas spotkania imieninowego.

Według opozycji na nowo ujawnionych taśmach nie ma nic ciekawego, zawierają jedynie zapis prywatnych rozmów podczas spotkania imieninowego. To „nic” ma według tych samych osób przykryć informacje o zatrudnieniu Małgorzaty Sadurskiej w jednej ze spółek skarbu państwa.

Wreszcie, co przewidywałem w sobotę rano na Twitterze, opozycja zrobiła wiele, by nieistotne rzekomo nagrania, wraz z rzekomo kompromitującą PiS sprawą Sadurskiej, przykryć awanturą na Krakowskim Przedmieściu. Bojówka Pawła Kasprzaka, używająca nazwy Obywatele RP, w tym miesiącu uzyskała jeszcze mocniejsze niż wcześniej wsparcie ze strony polityków i parlamentarzystów partii zwalczających rząd.

Przedstawiciele parlamentu bez żadnej reakcji przyjmowali deklaracje lidera agresywnej grupy, z których wprost wynikał zamiar złamania prawa. W sobotni wieczór został on zrealizowany. Barwna grupa z udziałem feministek, podstarzałych mężczyzn o wyraźnie militarnych ciągotach i resortowej urodzie, kilku znanych warszawskich dziennikarzy, Władysława Frasyniuka w roli „eksportowego symbolu” do pokazania w zagranicznych mediach próbowała zakłócić modlitwy i zablokować przejście marszu pamięci. Policja stanęła jednak na wysokości zadania i z zachowaniem należnej ostrożności usunęła tarasujących Krakowskie Przedmieście prowokatorów.

Udało się więc uniknąć przemocy fizycznej, lecz już nie tej medialnej, opartej na fejk-newsach i emocjonalnym szantażu. Tak jak było to zaplanowane, informacja o rzekomym aresztowaniu dawnego bohatera opozycji za sprzeciw wobec Jarosława Kaczyńskiego, w wersji polskiej i angielskiej, obiegła media społecznościowe. Fakt, że do żadnego zatrzymania nie doszło (co przytomnie, również po angielsku, zdementowały polskie służby), niewiele tu niestety zmienia – odpowiednio sprofilowany przekaz dotarł już do tych, którzy takiej właśnie wiadomości niecierpliwie wypatrywali. Narracja ta „grzana” była kolejnego dnia, co więcej, wzmocniona została zdjęciami… ze spotu reklamowego z udziałem Frasyniuka, który cztery lata wcześniej promował nim wspomnieniową książkę. Pojawiły się też obowiązkowe odniesienia do ZOMO, SB i stanu wojennego, te ostatnie o tyle dla dawnego działacza Solidarności pechowe, że przypomniały wielu osobom o jego późniejszych zachwytach nad generałem Jaruzelskim. Frasyniuk, który dziś czuje się ponoć jak w grudniu 1981 r., kilka lat temu wzywał do postawienia Wojciechowi Jaruzelskiemu pomnika. Czy za kilka lat będzie więc chciał w podobny sposób uhonorować Jarosława Kaczyńskiego?

O tym, że opozycja liczyć może już tylko na eskalację przemocy, pisałem przy okazji poprzednich miesięcznic. Sytuacja po tej stronie sceny politycznej oscyluje dziś między stagnacją (ugrupowania parlamentarne) a rozkładem (dawny KOD). Platforma Obywatelska przegrywa kolejne głosowania w Sejmie, nie potrafi również uporać się z kryzysami wizerunkowymi związanymi z ekshumacjami (nie przypadkiem ich zaprzestanie to główny, ważniejszy niż obrona demokracji postulat Obywateli RP) i najnowszą częścią nagrań z restauracji Sowa i Przyjaciele.

Co zaskakujące, szansę mogłaby w tej sytuacji mieć Nowoczesna, która choć proponuje podobny program i wizję państwa, to wolna jest od skojarzeń z taśmami (mimo że na nagraniach pada nazwisko Ryszarda Petru) czy tym bardziej Smoleńska, najwyraźniej jednak ugrupowanie nie chce lub nie potrafi jej wykorzystać, stawiając na obronę przegranych spraw. Jedyne, co w tej sytuacji dobrze wróży partii Petru, to wczesne wystawienie Pawła Rabieja jako kandydata na prezydenta Warszawy, przy równoczesnym zgłoszeniu go do komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji. Jeśli w ramach jej prac da się zauważyć wyborcom, to będzie miał spore szanse w walce o elektorat, który z różnych powodów nie jest skłonny poprzeć nieznanego wciąż pretendenta z ramienia PiS‑u, lecz dość ma już afer ekipy Hanny Gronkiewicz-Waltz. Dla Rabieja dobrą wiadomością jest też wyrzucenie posła Liroya-Marca z klubu Kukiz’15. Liroy zdaje się wycofywać z koncepcji startu w warszawskich wyborach z ramienia ruchów miejskich i, jeśli zdecyduje się na kandydowanie, uczyni to raczej w rodzinnych Kielcach, a jego niedawna partia stawia na mało charyzmatycznego wicemarszałka Sejmu Stanisława Tyszkę.

Tymczasem poza parlamentem trwa walka o przywództwo między stronnikami Mateusza Kijowskiego i Krzysztofa Łozińskiego. Kolejny raz pojawia się idea wykreowania Władysława Frasyniuka, jednak pamiętać trzeba, że nie jest on kandydaturą atrakcyjną, mogącą porwać kogoś spoza środowiska wychowanego przez „Gazetę Wyborczą”. Sięgnięcie po jednego z grabarzy Unii Wolności jest raczej aktem desperacji niż marketingu politycznego. Frasyniuk, który na demonstracji pojawia się w otoczeniu ochroniarzy o ewidentnie resortowej proweniencji, atakuje policjantów i afiszuje się z hasłem „j…ć PiS”, napisanym zresztą po rosyjsku, nie będzie dla młodszego pokolenia symbolem odwagi i bezkompromisowości. Wśród obecnych za plecami Frasyniuka wiele osób dostrzegło płk. Jana Lesiaka. Choć internetowe śledztwo zaprzeczyło tej rewelacji, można być pewnym, że duch pułkownika, niszczącego niezależną od układu politykę w czasach III RP, był na Krakowskim Przedmieściu obecny.

W tej atmosferze pojawiają się skierowane do Prawa i Sprawiedliwości apele o wygaszenie emocji wypowiadane przez niezawodnych, życzliwych i wyważonych komentatorów. PiS miałoby według nich zrezygnować z miesięcznic lub przynajmniej z jakichkolwiek akcentów politycznych, a najlepiej – choć ten postulat formułować dziś trudniej – porzucić temat Smoleńska. Osoby, które głoszą takie tezy, mają zapewne świadomość, że jedynym sposobem, by PiS zadowoliło swoich oponentów, jest nie tyle zrezygnowanie z części tematów i postulatów, ile całkowite zniknięcie partii z polityki i wyciszenie głoszonej przez jej zaplecze diagnozy sytuacji Polski po 1989 r. Czy zastąpienie partii Kaczyńskiego partią, na przykład, Frasyniuka, uspokoiłoby społeczne nastroje? To teza bardzo kontrowersyjna, zdaje się jednak, że niektórzy naprawdę są skłonni w nią uwierzyć i firmować swoim nazwiskiem.

Ostatnie dni to jednak nie tylko agresja i pozorowane męczeństwo opozycji, lecz także kolejna odsłona taśm. „Prywatne rozmowy”, w których nie pojawia się „nic nowego”, są wbrew pozorom groźne dla Platformy, i to niezależnie od faktu, że niektóre wątki mogłyby zainteresować nie tylko dziennikarzy, lecz także prokuratora, o hierarchii kościelnej nie wspominając. Owszem, warto przeanalizować nagrania pod kątem ujawniania osobie postronnej informacji mogących stanowić tajemnice związane z działalnością państwowych firm czy wręcz bezpieczeństwem energetycznym kraju, i mam nadzieję, że do takiej analizy dojdzie. Dla zwykłego widza nowe stenogramy to przede wszystkim przypomnienie, dlaczego tak długo popularnym rządom Platformy większość wyborców powiedziała „dość”. Przecież to na niepamięć elektoratu przede wszystkim liczą dziś Donald Tusk, Grzegorz Schetyna czy pomniejsze figury tej gry. Przy okazji nowych taśm odżywają stare wspomnienia, do których dochodzą nowe pytania, choćby o rolę ks. Kazimierza Sowy, wyrastającego na szarą eminencję partii, której coraz częściej zdarzało się odwoływać do antykościelnej retoryki. Wbrew zaklęciom kolejne taśmy (które na pewno jeszcze się pojawią) będą miały sporą siłę rażenia. Blokujący chodnik Frasyniuk to za mało, by całkowicie odwrócić uwagę od patologii ostatnich lat rządów Platformy.

 



Źródło: Gazeta Polska

#Sowa i Przyjaciele

Krzysztof Karnkowski