W trakcie Wigilii Paschalnej jednym z istotnych elementów liturgii jest modlitwa Litanią do Wszystkich Świętych. Ma ona w sobie ukryty niesamowity sens – to przegląd historii Kościoła poprzez kolejnych świętych, z których wielu było męczennikami za wiarę. Niesienie Krzyża – cierpienia i męczeństwo – było od wieków wpisane w los chrześcijanina. Od św. Szczepana poczynając, a kończąc na prześladowaniach we współczesnym świecie. Krzyżem znaczone są całe dzieje chrześcijaństwa.
Mniej więcej 20 lat temu, w Wilnie, weszliśmy do kościoła św. Anny. W środku zobaczyliśmy wnętrze świątyni, do jakiego nie nawykliśmy. Nie było ławek, główna nawa była pusta, drewniane figury świętych zdjęte z ołtarzy stały dziwacznie oparte głowami pod jedną ze ścian. Jakby czekały na… sowiecką egzekucję. Zrobiło to na nas olbrzymie wrażenie, szczególnie iż – jak nam powiedziano – kościół ten w czasie panowania radzieckiego na Litwie był zamieniony na magazyn. Ślady bolszewickich dzikich zachowań widać było na polskich tablicach nagrobnych sprzed wieków: były potłuczone i pełne dziur po kulach karabinowych. Ten obraz, jak symbol – zostanie ze mną na zawsze. Był jak metafora: pokazywał stosunek bolszewików do tego, co święte, do Kościoła, do wiary, do chrześcijan i Polaków. Co znamienne – bolszewicy i komuniści podjęli nienawiść do wyznawców Chrystusa jak sztandar, po swych poprzednikach.
Trwające 2 tysiące lat prześladowania tych, którzy szli za nauką Jezusa, wiązały się – co ciekawe – na ogół z kwestiami władzy i jej zakresem. Już sam centralny punkt nauki Chrystusa stanowił rewolucję w tym sensie, iż Mesjasz twierdził, że Jego Królestwo jest „nie z tego świata”. Gdy spojrzeć choćby na prześladowania chrześcijan za czasów rzymskich – ich częstym powodem było to, że nauka, sposób życia czy sprawowania obrzędów religijnych, uderzały w system społeczno-polityczny, niszcząc status quo. Cesarz Dioklecjan prześladował na początku IV wieku wyznawców Chrystusa, gdyż jego władztwo w zderzeniu z chrześcijaństwem doznawało uszczerbku. Tak było zresztą na każdym polu życia społecznego: to chrześcijanie uznawali godność każdego człowieka za najwyższą wartość, to chrześcijanie zwracali się do „pogan” jak do równych sobie i godnych miłości, to chrześcijanie stanowili wyzwanie dla systemu niewolnictwa, to chrześcijanie upodmiotowili kobietę, stawiając ją na równi z mężczyzną. W tym sensie więc nauka Chrystusa od wieków stawała się wyzwaniem dla świeckich rządów, które albo ją akceptowały, albo prześladowały. Spory o inwestyturę toczyły się wewnątrz christianitas, ale być może właśnie one – w prosty sposób – uwidaczniają linię napięcia oraz uzmysławiają, że chrześcijaństwo prawdziwe to nie stanie z boku, to nie brak zaangażowania, to nie ucieczka ze spraw życia społecznego i politycznego w mrok i ciszę świątyni, lecz na odwrót – udział w sprawach dotyczących życia państw i narodów oraz odważne głoszenie Prawdy Ewangelii. To ważne, by dostrzegać ów aspekt, przede wszystkim w kontekście ciągle pojawiających się apeli i żądań lewicy, aby Kościół marginalizować czy usuwać z przestrzeni publicznej, by odebrać mu prawo głosu w ważnych sprawach dotyczących życia społecznego. Jednocześnie ta sama lewica przyznaje sobie wielkie prawo do wygłaszania, także w sposób wulgarny i agresywny, własnych przekonań w trakcie ulicznych manifestacji. „Nam wolno, Kościół niech milczy” – taki jest generalny przekaz owej agresywnej polityki w przestrzeni medialnej. To już nie średniowieczny „spór o inwestyturę”, w którym władca świecki spierał się z papieżem o to, kto mianuje dostojników kościelnych. To próba w ogóle całkowitej marginalizacji, zepchnięcia do zamkniętego getta tych, którzy są katolikami. Tym bardziej warto teraz, w okresie Wielkiej Nocy pamiętać o całych wiekach prześladowań chrześcijan na całym świecie.
Niezmiernie ciekawe wątki dotyczące wielowiekowego męczeństwa chrześcijan porusza w „Chrystofobii” profesor Grzegorz Kucharczyk. Ta zaktualizowana, nowa wersja jego uprzednich, znakomitych „Czerwonych kart Kościoła” przenosi nas, w pierwszej części, do czasu reformacji – to niezmiernie ciekawe ujęcie, gdyż wskazuje, w jaki sposób doszło do prześladowań katolików przez tych, którzy wyrośli z tego samego pnia, a Kościół chcieli jedynie „reformować”.
W jakiejś mierze podobną analizę wykonał niegdyś Vittorio Messori w swoich „Czarnych kartach Kościoła”, w których punkt po punkcie zbijał mity utworzone przez przeciwników katolicyzmu, pokazując ich rodowód oraz sposób, w jaki funkcjonuje od wieków propaganda antykatolicka. Tak było i z kwestią Świętej Inkwizycji (pokazana przez zakłamywane dane i często bez podawania kontekstów – takich jak na przykład generalnie funkcjonujący bardzo brutalny system kar za różne przewinienia) czy z kwestią rzekomego „palenia i wieszania Indian” przez jezuitów w Ameryce Południowej. Profesor Kucharczyk pisze o podobnych zjawiskach, ale wskazuje też konkretne przypadki męczeństw. Są one przerażające. Wszyscy pamiętamy historię Tomasza Moore’a, który przeciwstawił się królowi Henrykowi VIII, gdy ten postanowił podporządkować Kościół władzy królewskiej (czyli sobie). Męczeńska śmierć Moore’a była tylko częścią większej fali prześladowań – straszną śmierć poniosło tysiące angielskich męczenników, wśród nich również kartuzi. Wleczono ich na miejsce kaźni końmi. Opis śmierci Johna Houghtona jest tak przerażający, iż przytoczę tylko ogólniki, odsyłając po szczegóły do książki prof. Kucharczyka. Aby męka trwała dłużej, wybierano grubszy sznur, skazaniec nie dusił się od razu, żył jeszcze, gdy go z niego odcinano. Dalej poddawany był okrutnym, niewyobrażalnym torturom. „O najświętszy Jezu, miej nade mną miłosierdzie w tej godzinie!” – krzyczał zakonnik. Gdy w końcu oddał ducha, zajęto się następnymi. Błogosławieni Augustine Webster, Robert Lawrence i Richard Reynolds widzieli wcześniej, w jaki sposób torturowano i zabijano poprzedników. To opisy, które jeżą włos na głowie. A są ich przecież setki, tysiące, dziesiątki tysięcy – ciągną się przez wieki jeden za drugim, jak wielki korowód męki.
Rewolucja Francuska to był czas prześladowań kościoła, księży i chrześcijan, w którym nie wahano się sięgać po wszystkie możliwe metody – niszczono świątynie, święte obrazy, rzeźby. Zabijano i torturowano tych księży, którzy nie chcieli poddać się nowym zarządzeniom rewolucyjnej władzy. W trakcie powstania w Wandei doszło do ludobójstwa na wielką skalę, a słynne „noyades” (pisałem o nich na łamach „GP”) wyprzedzały nazistowskie, niemieckie sposoby masowej zagłady o sto kilkadziesiąt lat: ludzi ładowano na barki, wiązano i topiono w rzece. Przytoczę tu za książką prof. Kucharczyka fragment akt sądowych procesu kapłana (jezuity) Juliena d’Herville’a: „Znaleziono przy nim wszystkie środki do uprawiania fanatyzmu i przesądu: szkaplerz z dwoma medalikami, małe okrągłe pudełko z zaczarowanym chlebem (chodzi o konsekrowane hostie – wyjaśnia Grzegorz Kucharczyk), taśmę, na której był przyczepiony duży krzyż ze srebra, serce wykonane ze srebra oraz kryształowy relikwiarz”. Księdza zgilotynowano w 1793 roku na mocy wyroku Trybunału Rewolucyjnego w Orleanie. A to tylko jeden z wielu, wielu przykładów.
Gdy nadeszła rewolucja 1917 roku i nad światem zawisła groźbą bolszewizmu, rozpoczęła się kolejna epoka prześladowania chrześcijan – wytworzyła swego rodzaju „nową falę”, która przetoczyła się przez cały XX wiek, uderzając pod różnymi postaciami – tymi czysto bolszewickimi i tymi przepoczwarzonymi. Od powstania „związku bezbożników” i ustaw, które pod płaszczykiem „wolności religijnej” otwierały de facto wrota dla wojującego antyklerykalizmu i wojującego ateizmu, przez prześladowania katolików w Związku Sowieckim, aż po sytuację Kościołów we wszystkich krajach satelickich Związku Radzieckiego i będących pod ich panowaniem – nie tylko w Polsce, ale przecież także w Czechach, na Węgrzech czy w Rumunii. Tu znowu widzimy kolejne piękne postaci, kolejnych męczenników chrześcijańskich, którzy stawali się świadkami Chrystusa i nieśli Krzyż na przekór usiłowaniom władzy, by ten Krzyż z ich ramion zrzucić przemocą. By odebrać jego sens.
7 czerwca 1999 roku w Bydgoszczy św. Jan Paweł II w swojej homilii mówił: „To niezłomne trwanie przy Chrystusie i Jego Ewangelii, owa gotowość ponoszenia cierpień dla sprawiedliwości jest niejednokrotnie aktem heroizmu i może przybrać formy prawdziwego męczeństwa, dokonującego się w życiu człowieka każdego dnia i każdej chwili, kropla po kropli, aż do całkowitego »wykonało się«. (...) Obok męczeństwa publicznego, które dokonuje się zewnętrznie, na oczach wielu, jakże często ma miejsce męczeństwo ukryte w tajnikach ludzkiego wnętrza; męczeństwo ciała i męczeństwo ducha. Męczeństwo naszego powołania i posłannictwa. Męczeństwo walki z sobą i przezwyciężania samego siebie”.
Jakże to aktualne słowa, gdy przyłożymy je także do realiów dzisiejszego świata: w którym z jednej strony islam, a z drugiej „postępowy”, relatywizujący kwestie moralne „nowoczesny Zachód” nadal, ciągle i bez ustanku prześladuje chrześcijan. Często w sposób dosłowny – co roku męczeńską śmiercią giną chrześcijanie w różnych zakątkach globu, czasem po prostu odbiera się im prawo do swobodnego głoszenia Prawd, w które wierzą, i spycha do społecznych „katakumb”.
Historia Krzyża, historia męczeństwa, trwa od wieków. Tym mocniej przemawia w okresie Wielkiej Nocy – gdy zdajemy sobie sprawę z tego, iż przepiękna Litania Wszystkich Świętych to nie jest… lista zamknięta. To spis dziejów męczeńskich Kościoła, który – co warto sobie uświadomić – ciągle jest otwarty. Jak zapisywana na nowo nazwiskami i imionami męczenników Księga.