W dzień i w nocy bronili polskiej granicy przed prowokacjami Łukaszenki. Młode dziewczyny i chłopcy ze Straży Granicznej oraz wojska w odpowiedzi usłyszeli od opozycji najbardziej wulgarne wyzwiska. Teraz za sprawą kłamliwego filmu Agnieszki Holland, przemawiającej u boku Donalda Tuska na manifestacjach KOD, o ich zmyślonym okrucieństwie głośno jest na całym świecie. Polacy, którzy wykazali się niezwykłą szlachetnością, przyjmując do własnych domów miliony ukraińskich kobiet i dzieci, znów na świecie opisywani są jako ciemny motłoch - pisał Piotr Lisiewicz w ostatnim numerze tygodnika „Gazeta Polska”.
Gdy prowokacje na białoruskiej granicy rozpoczęły się, miałem okazję rozmawiać z kilkoma kolegami z Wojsk Obrony Terytorialnej. Rozważali, czy będą w domu na Święta Bożego Narodzenia i na sylwestra, bo w każdej chwili mogą być wysłani pod granicę. Nikt z nich nie skarżył się, bo taka jest ich służba, choć nie było im wesoło…
Nie wiedzieli jeszcze, że wkrótce zmierzyć się będą musieli nie tylko z prowokacjami Łukaszenki/Putina, lecz także z gigantyczną kampanią hejtu wymierzoną w polskich funkcjonariuszy, a wszczętą przez polityków opozycji i wspierających ich celebrytów oraz media. Aż nie chce się cytować plugawych wyzwisk, którymi ich obrzucano, więc tylko krótko przypomnijmy, że Władysław Frasyniuk zwyzywał ich od „śmieci” i „watahy psów”. Europosłanka z list Koalicji Obywatelskiej Janina Ochojska bredziła, że leśnicy zakopują setki imigrantów w masowych grobach. Barbara Kurdej-Szatan wyzywała ich od morderców i maszyn bez serca oraz mózgu. Podobnemu hejtowi poddano polityków PiS, którzy podjęli słuszną decyzję o zdecydowanej reakcji na prowokacje białoruskiego dyktatora.
Z wypowiedzi Donalda Tuska wynikało, że zarówno rząd, jak i funkcjonariusze walczą z ludźmi… potrzebującymi pomocy: „To są biedni ludzie, którzy szukają swojego miejsca na ziemi. I nie trzeba robić takiej obrzydliwej, ponurej propagandy wymierzonej w migrantów, bo to są ludzie, którzy potrzebują pomocy”.
Nie ma sprawy w sposób bardziej drastyczny pokazującej, czym jest w Polsce rzekoma „opozycja demokratyczna”. W głosowaniu w parlamencie Łotwy w sprawie budowy zapory na granicy z Białorusią na Łotwie nikt nie był przeciw, na Litwie pojawił się jeden głos na nie. W Polsce takich głosów było aż 174.
Niektórzy mieli nadzieję, że w czasie kampanii wyborczej propagandowe ataki na strażników i żołnierzy ucichną, tak jak opozycja wyciszyła najbardziej kompromitujące ją szkalowanie pamięci Jana Pawła II. Nic z tych rzeczy. Za sprawą kłamliwego filmu Agnieszki Holland zostali oni opluci przed opinią publiczną na świecie.
Przypomnijmy, że Agnieszka Holland nie jest tylko reżyserem, ale po dojściu PiS do władzy była jedną z głównych twarzy Komitetu Obrony Demokracji, na którego manifestacjach przemawiała. Ataki na rząd wybrany w demokratycznych wyborach rozpoczęła niemal natychmiast, już 19 grudnia 2015 roku, gdy mówiła na manifestacji KOD: „Demokracja jest jak powietrze. Odbierają nam ją w tej chwili i za chwilę zaczniemy się dusić w tym smogu”.
Holland nie odważyła się od razu pokazać swojego filmu „Zielona granica” w Polsce. Ma on wejść do kin dopiero 22 września. Film ma fatalne oceny na portalu Filmweb.pl – 2,6 w skali od 1 do 10. Głos w jego sprawie zabrali także strażnicy graniczni z jednego z oddziałów tej służby: „Jest to działanie nikczemne i jeśli dopuszcza się go polski obywatel, mający pełną świadomość, jak wygląda prawdziwy stan rzeczy, to ściąga na siebie hańbę i najgłębszą pogardę”.
Napisali też o realiach swojej pracy: „Ci rzekomo biedni cudzoziemcy, którzy w »Zielonej granicy« ukazani są, jako zagubieni, sympatyczni i delikatni poczciwcy, to w rzeczywistości liczna rzesza krzepkich, agresywnych i nie cofających się przed niczym intruzów, którzy od ponad dwóch lat szturmują polską granicę wschodnią, będącą jednocześnie zewnętrzną granicą Unii Europejskiej. Nieliczne przypadki obecności kobiet i dzieci w tym towarzystwie uważać należy za element taktyki, stosowanej przez organizatorów hybrydowej białoruskiej agresji”. Jak wyglądają ich spotkania z polskimi funkcjonariuszami? „Niemal codziennie do baz wracają z patroli granicznych nasze radiowozy z powgniataną karoserią i wybitymi szybami”.
Widząc nieprzychylne reakcje zdecydowanej większości Polaków, Holland uderzyła w wizerunek Polski na świecie, najpierw pokazując film na festiwalu w Wenecji. „Film jest na tyle kontrowersyjnie przyjmowany, może spowodować takie emocje, że najpierw chcieliśmy go pokazać w miejscu, gdzie są inne uczucia, dystans, gdzie sztuka jest najważniejsza” – tłumaczyła w radiu Tok FM.
W efekcie o „zbrodniach” polskich strażników granicznych i żołnierzy zaczęły pisać i mówić media na całym świecie. Sygnał dał berliński dziennik „Die Tageszeitung” („TAZ”), który napisał: „Holland pokazuje łamanie praw człowieka na granicy w całej drastyczności, pokazuje kobiety w ciąży wyrzucane z furgonetek tak, że tracą swoje nienarodzone dziecko, pokazuje mężczyzn, którzy są bici, ponieważ protestują przeciwko traktowaniu przez straż graniczną. Holland łączy perspektywę migrantów z codziennym życiem polskiego strażnika granicznego, który ma w domu ciężarną żonę. W międzyczasie przełożony mówi mu, że ludzie uciekający przez granicę to nie ludzie, ale żywe pociski używane przez Białoruś jako wojna hybrydowa”. Dziennik napisał też, że obraz na granicy kontrastuje z pracą grupy pomocników, którzy dostarczają migrantom żywność, odzież i lekarstwa.
Podobne brednie ukazały się w „Süddeutsche Zeitung”. Gazeta napisała, że film to pretendent do nagrody Złotego Lwa, a Holland zasługuje jeszcze na drugą nagrodę „za stoicyzm, z jakim pozwala się nazywać zdrajczynią”. Według niemieckiej dziennikarki nie dałoby się znieść tego filmu, gdyby nie pojawili się w nim Polacy, gotowi pójść do więzienia za wnoszenie termosów z zupą do lasu.
Media te pominęły rzecz jasna fakt, że haniebne wypowiedzi wychwalanych przez nich pseudoaktywistów z lubością cytowane są przez media rosyjskie i białoruskie, podporządkowane Putinowi i Łukaszence.
„Gazeta Wyborcza” pochwaliła się tym, jakie są „zasięgi” rozpowszechnianych przez Holland bredni: „W hotelu Ausonia Hungaria do wywiadów z Agnieszką Holland ustawia się kolejka dziennikarzy, m.in. z BBC, Reutersa, francuskiego Canal Plus i innych”. Film dostał specjalną nagrodę od jury festiwalu. Na efekty nie trzeba długo czekać.
„Arcydzieło pełne humanizmu” – bredził o filmie portal Deadline. „Variety” bzdurzył o „fundamentalnym ludzkim instynkcie empatii”, jaki budzi to „skrajnie przejmujące” dzieło. IndieWire stwierdził, że „Film Holland jest wyraźnym, desperackim krzykiem do władz kraju, aby opamiętały się”. Lewicowy brytyjski „Guardian” wypisywał zaś następujące bzdety: „»Zielona granica« jest trudna w oglądaniu: jak cios w splot słoneczny. Ale właśnie dlatego to świetne i mocne świadectwo kondycji, w jakiej znalazła się Europa”.
Takie recenzje ośmieliły najbardziej skompromitowanych polskich polityków, w tym posła KO i jej kandydata także w nadchodzących wyborach Franciszka Sterczewskiego, który pytany o swoje kuriozalne biegi z reklamówką przy granicy, powiedział w Polsat News: „Absolutnie nie żałuję”.
Po tym, jak Polacy dokonali czegoś niewiarygodnego, czyli przyjęcia do naszego kraju 3 mln Ukraińców, z których wielu trafiło do polskich domów, wizerunek Polski na świecie poprawił się. Ułatwiło to także współpracę z naszymi sojusznikami z NATO, w tym Stanami Zjednoczonymi. Holland postanowiła swoimi bredniami na nowo niszczyć wizerunek Polski.
Rzecz jasna media pominęły też ważny powód nienawiści Agnieszki Holland do polskiego rządu, czyli fakt, że dokonuje on rozliczenia komunizmu. Trudno tu uznać ją za bezstronną ze względu na jej stalinowski rodowód rodzinny.
Jej ojciec, Henryk Holland, należał bowiem do najbardziej obrzydliwych stalinowskich propagandystów. Publikował w czasopiśmie „Młodzież Stalinowska”, a w czerwcu 1943 roku wziął udział w pierwszym zjeździe Związku Patriotów Polskich. W lutym 1944 roku został instruktorem w Wydziale Polityczno-Wychowawczym 2. Dywizji Piechoty, a grudniu 1944 roku został przyjęty do Polskiej Partii Robotniczej (PPR). W kwietniu 1945 roku został redaktorem naczelnym tygodnika „Walka Młodych”, jednego z najbardziej obrzydliwych pism stalinowskich, posługującego się tępą propagandą. W roku 1948 został zaś członkiem zarządu głównego Związku Młodzieży Polskiej. Był autorem wielu artykułów atakujących AK oraz podziemie antykomunistyczne. Od 1948 roku działał w PZPR. W czasie studiów był członkiem Komitetu Uczelnianego PZPR.
W marcu 1950 roku znalazł się w gronie ośmiu studentów, członków PZPR, którzy wystąpili z listem otwartym atakującym prof. Władysława Tatarkiewicza, protestując przeciwko dopuszczaniu na prowadzonym przez niego seminarium wystąpień o charakterze „wrogim” budującej socjalizm Polsce. Donos przyczynił się do odsunięcia znakomitego naukowca od prowadzenia zajęć na uczelni.
W październiku 1950 roku Holland rozpoczął studia doktoranckie w Katedrze Filozofii Instytutu Kształcenia Kadr Naukowych przy KC PZPR. Był jednym z redaktorów dzieł Lenina i Stalina wydawanych przez wydawnictwo Książka i Wiedza. Od roku 1953 pracował również w dziale ideologicznym „Trybuny Ludu”.
Tekst ukazał się w ostatnim numerze tygodnika "Gazeta Polska".