11 lipca 1943 r. – to jedna z najbardziej ponurych dat w naszych dziejach. Właśnie mija 75. rocznica wołyńskiej Krwawej Niedzieli, która stanowiła apogeum ukraińskiego ludobójstwa dokonanego na Polakach, na Kresach Wschodnich w latach 1939-1947. Mówiąc o ludobójstwie i prześladowaniu Polaków należy wspomnieć o perspektywie czasowej i terytorialnej większej niż to, co działo się w lipcu roku roku 1943 – poza Wołyniem musimy wymienić i Małopolskę Wschodnią, i Lubelszczyznę, a także tereny dzisiejszego Podkarpacia – pisze w edytorialu Tomasz Łysiak.
W dodatku przeczytać można m.in. artykuł Piotra Dmitrowicza „Śmierć Lachom. Krwawe miesiące Wołynia”, który opisał wydarzenia na Wołyniu u w Galicji Wschodniej.
W potwornych męczarniach ginęli wszyscy – kobiety, dzieci, mężczyźni i starcy. Nie oszczędzano nikogo, mordowano kobiety w ciąży, rodziny polsko-ukraińskie i tych Ukraińców, którzy odważyli się pomagać i ratować swoich polskich sąsiadów. Atakowane wsie i osady były doszczętnie rabowane, a następnie palone i równane z ziemią. Po Lachach nie miało zostać żadnego śladu.
Dmitrowicz przypomina, iż konflikt polsko-ukraiński na kresach wschodnich miał swoją długą historię sięgającą XVII w. i czasów powstań kozackich. A u zarania II RP niepodległościowe ambicje Ukraińców starły się z polską wizją wschodniej granicy państwa, którego głównym punktem zapalnym i swego rodzaju symbolem stał się Lwów. Wówczas w granicach niepodległej Polski znalazło się około pięciu milionów Ukraińców, czyli mniej więcej 15 proc. obywateli całego kraju.
Już w 1920 r. powstała tajna Ukraińska Organizacja Wojskowa – UWO, której celem było wyzwolenie Galicji Wschodniej spod „polskiej okupacji”. Szef UWO, Jehwen Konowalec uważał, że należy to robić metodami terrorystycznymi, czego skutkiem był między innymi nieudany zamach we Lwowie na Józefa Piłsudskiego, skuteczne niestety mordy na polskich urzędnikach oraz ataki na polskie instytucje państwowe czy grabieże. (…)
W 1938 r. Mychajło Kołodziński w „Ukraińskiej doktrynie wojennej” pisał:
Wygramy tylko wtedy, gdy wykażemy się okrucieństwem, takim, że jeszcze dziesiąte pokolenie Polaków będzie się bało popatrzeć w stronę Ukrainy. Musimy być okrutni, bo inaczej nie stworzymy wrażenia kozackiego wystąpienia chłopskiego. (…)
Proszę się nie przejmować, że wymordujemy trzy i pół miliona Żydów i ponad milion Polaków.
„W trakcie II wojny światowej nacjonaliści ukraińscy postanowili ten plan wprowadzić w życie” – pisze Dmitrowicz.
Z kolei prof. Tomasz Panfil opisał historię samoobrony Polaków i miasto, które stało się jej symbolem – Przebraże.
Morze nienawiści… Pod słowami komendanta Henryka Cybulskiego kryje się największa chyba klęska II Rzeczpospolitej. Tyle wspaniałych działań podjęła, wychowała niezwykłe pokolenia młodych Polaków kochających Ojczyznę tak bardzo, że nie wahali się oddać za nią życie. Jednocześnie jednak wyhodowała nienawiść tak straszną, że gdy zniknęły mechanizmy kontroli państwowej, ukraińscy obywatele II RP zaczęli mordować swych polskich współobywateli. I to na 362 sposoby. W morzu nienawiści i śmierci były jednak wyspy ocalenia. Największą z nich było Przebraże.
– pisze autor.
Ukraińcy rośli w siłę, ich dowódcy nakazali „oczyszczenie” z Polaków ziem aż po San, szanse na przetrwanie miały już tylko duże, dobrze zorganizowane placówki samoobrony. Taka właśnie powstała w Przebrażu. Lokalni przywódcy doskonale rozpoznali zagrożenie: z prośbą po pomoc udali się do lokalnych władz niemieckich. Poprosili Niemców o broń podpierając się sprytnym argumentem: tylko uzbrojeni są w stanie pracować w polu i wywiązywać się z nałożonych przez okupanta kontyngentów. Starosta kazał więc wydać Polakom kilkanaście sowieckich karabinów! To otworzyło furtkę: wykorzystując tę decyzję oraz przekupując Niemców, samoobrona przebraska zdobyła zapasy amunicji i jeszcze więcej broni. Cywilnym komendantem został Ludwik Malinowski, na czele siły zbrojnej stanął Henryk Cybulski. Działał szpital, sąd, warsztat rusznikarski – który m.in. umieścił na lawetach dwa działka wymontowane z rozbitych sowieckich czołgów.
Wreszcie Jakub Maciejewski opisuje wydarzenia, które rozegrały się w nieodległej od Przebraża Ołyce, miejscu, które w niedzielę odwiedził Prezydent RP Andrzej Duda.
Ołyczanie nie wiedzieli, że na Boże Narodzenie upowcy znów zerwali się do zabijania – w okolicach Dubna, Kowla, Włodzimierza Wołyńskiego, raz jeszcze przetoczyła się fala napadów. (…) Zasiadano do wigilijnych stołów, nad skromnymi posiłkami i żałobną modlitwą, ale z nadzieją, że chociaż świąteczne dni upłyną spokojnie. Właśnie wtedy na przedmieściach miasteczka do domów wtargnęli banderowcy…
Wszystkie artykuły o Krwawej Niedzieli na Wołyniu do przeczytania w dodatku historycznym do tygodnika GP, przygotowanym pod redakcją Tomasza Łysiaka.