Kiedy Henryk Sienkiewicz jako korespondent „Gazety Polskiej” i niezmordowany podróżnik przemierzał Europę i Amerykę, nadsyłając reportaże z różnych zakątków świata, w 1879 r. po raz pierwszy ujrzał Rzym.
Spośród wszystkich miejsc na ziemi Wieczne Miasto zyskiwało w jego oczach wymiar szczególny. Otwierał się przed nim świat, który dotąd znał jedynie z dzieł dawnych mistrzów – poetów, historyków i filozofów. Rzym zaś był najosobliwszym z miast, bo w nim przenikały się starożytność, nowożytność i czasy papieskie.
Wszystko było, działało i przeszło
Najbardziej fascynował go jednak ciąg ruin od Kapitolu do Koloseum, których ogniskiem i sercem było niegdyś Forum Romanum. Dziś to już tylko „wielki zrujnowany cmentarz” z „bezwładem grobowców dopełniającym dzieła śmierci”. Cała przestrzeń zasłana jest szczątkami posągów – sczerniałymi, pokrytymi pleśnią, zapomnianymi. Na widok Kapitolu stają przed oczyma Sienkiewicza obrazy z zamierzchłej przeszłości. Wśród lasu kolumn i posągów widzi zasiadający senat z trybunami, zbliżające się wozy tryumfatorów, za którymi idą „w pętach królowie barbarzyńców zadumani o puszczach rodzinnych, smętni, ogromni; […] dalej legiony, łupy, orły i radosny lud”. Wyobraża sobie, jak na Kapitolu bladł senat, gdy bezlitosny dyktator Sulla śmiał się, słysząc jęki mordowanych z więzień mamertyńskich. „Wszystko to było, żyło, działało i przeszło” – opowiadał Sienkiewicz czytelnikom „Gazety Polskiej” w swoim „Liście z Rzymu”, przechodząc przez Łuk Tytusa do Koloseum. To właśnie Koloseum natchnęło go do stworzenia literackiej wizji Cesarstwa Rzymskiego. Oto stał naprzeciw olbrzymiej ruiny amfiteatru Flawiuszów, w której przed wiekami „wśród ryku zwierząt i chrapania konających, dziewięćdziesiąt tysięcy gardzieli wyło: »Macte« [Śmiało, odwagi!]. Klaskały dłonie, palce podnosiły się ku górze lub na dół, gladiatorowie wykrzykiwali: »Ave, Caesar! Morituri te salutant!« [Witaj Cezarze! Idący na śmierć cię pozdrawiają!]. Na arenie przesuwali się Germanowie, Gallowie, […], olbrzymi Dakowie, ludzie tak osobliwi jak te zwierzęta, których dosyłała Afryka. Tu także konali cicho chrześcijanie. Potem ten piekielny chorał krzyków i jęków dzikich i wściekłych, rozpaczliwych lub pokornych umilkł raz na zawsze, a na przesiąkłej krwią arenie rozciągnął w głuchym milczeniu ramiona krzyż”.
Walka o powieść
Przesłany do „Gazety Polskiej” „List z Rzymu” to już niewątpliwie zapowiedź mającej narodzić się po szesnastu latach powieści „Quo vadis”. Obrazy zawarte w liście stanowią swoiste miniatury oddające ducha Wiecznego Miasta, które Sienkiewicz rozwinie z właściwym sobie rozmachem w najsłynniejszej polskiej epopei chrześcijańskiej. I to właśnie „Gazecie Polskiej”, jako pierwszej, przypadnie zaszczytna rola opublikowania powieści na swoich łamach w latach 1895–1896. Propozycję druku „Quo vadis” otrzymał Sienkiewicz od Edwarda Leo, redaktora naczelnego naszego dziennika, i od razu na nią przystał, chociaż o powieść zabiegało również „Słowo” Mścisława Godlewskiego. „[Przykro mi bardzo] – pisał do Sienkiewicza z wyrzutem Godlewski – że powieść Twoja […] w »Gazecie Polskiej« wychodzić będzie […]. Przykro mi też, ze powziąwszy zamiar pisania »Quo vadis« nie uprzedziłeś mnie o tym, a byłbym z pewnością dał ci warunki, jeśli nie lepsze, to przynajmniej takie same, jak Leo”. Sienkiewicz jednak pozostał niewzruszony i stanowczo odpowiedział: „Leo przyjechał do Krakowa i układ ze mną zawarł […]. »Gazeta Polska« pierwsza się zgłosiła, więc w razie zgody na moje warunki musi mieć pierwszeństwo”.
Praca nad powieścią, której pierwszy odcinek ukazał się 26 marca 1895 r., była niezmiernie wyczerpująca dla Sienkiewicza. Przez jedenaście miesięcy intensywnego pisania żył jak w transie. Nie był w stanie myśleć o niczym innym jako tylko o „Quo vadis”. Mimo narzekań, że „mózg go boli i zmęczenie wychodzi każdym nerwem”, pisał z coraz większym zacięciem i entuzjazmem. „Doszedłem wreszcie do wybuchu – oznajmiał rozradowany w jednym z listów – To, co zapowiadało się dotąd groźnie, było tylko jak pomruk przed burzą. Teraz dopiero będzie burza i rozpocznie się prawdziwa epopeja chrześcijańska. Ułożyłem i mam w głowie tyle scen wspaniałych i strasznych, że byle zdrowia i sił starczyło – to »Quo vadis« będzie donioślejsze niż wszystko, com napisał”.
Zaczęło się przy Via Appia Antica
Już współczesnych Sienkiewiczowi intrygowało pytanie, jak doszło do powstania „Quo vadis”. Otóż sam autor w liście do paryskiego dziennikarza i krytyka Ange Galdemara zdradzał, że pomysł powieści zawdzięcza historykowi Tacytowi, którego dokładnie przestudiował, i z jego „Rocznikami” w ręku zwiedzał Rzym i okolice: „Mogę śmiało rzec, iż sama myśl była we mnie dojrzała; szło tylko o znalezienie punktu wyjścia. Kaplica Domine, Quo vadis, widok bazyliki św. Piotra, Góry Albańskie, tre fontane – dokonały reszty. […] Wszystko, co Panu piszę, jest nadto krótkie i suche, ponieważ do tych motywów można by dodać jeszcze wiele innych – me uczucia osobiste, wędrówki po katakumbach, przecudny krajobraz, który otacza zawsze miasto wieczne, akwedukty widziane o zachodzie lub wschodzie słońca…”. Przewodnikiem Sienkiewicza po Rzymie został zaś słynny polski malarz – Henryk Siemiradzki – który podczas wspólnych wędrówek pokazał mu kapliczkę Quo vadis. I gdy tylko pisarz ujrzał ów maleńki kościółek, powziął myśl napisania powieści z czasów starożytnych. Można więc powiedzieć, że wszystko zaczęło się przy Via Appia Antica, pod murami kapliczki Domine, Quo Vadis. Osnuta legendą, może poszczycić się ona piękną historię żywą w pismach greckiego filozofa Orygenesa, św. Ambrożego, św. Atanazego, papieża Grzegorza Wielkiego, w świadectwach męczeństwa s. Processusa i Martyniana. Znajomość jej tradycji ma istotne znaczenie dla odczytania idei Sienkiewiczowskiego dzieła. Według legendy, którą przypomina Józef Kremer w swej „Podróży do Włoch”, „święty Piotr – uwięziony w Rzymie – czekał śmierci męczeńskiej, ale wyswobodził się jeszcze po raz ostatni z ciemnicy. Gdy wyszedł z murów miasta, spotkał Chrystusa, dążącego do Rzymu, a dźwigającego krzyż. – Domine, quo vadis? – Panie, dokąd idziesz, zapytał Apostoł Święty. […] – Przychodzę, bym był powtórnie ukrzyżowany – odrzekł Zbawiciel”. Wtedy Piotr odpowiedział: „Wracam z powrotem, aby iść za Tobą” i powróciwszy do Rzymu, poniósł śmierć na krzyżu. Co więcej, z kapliczką wiąże się legenda o pozostawieniu przez Chrystusa śladu stóp na kamieniu przy Via Appia.
Na oczach czytelników „Gazety Polskiej” w kolejnych odcinkach „Quo vadis” rozgrywało się wielkie starcie dwóch światów – pogańskiego i chrześcijańskiego. Z jednej strony istniał świat stojący jeszcze u szczytu swej potęgi, choć już bliski upadku, z drugiej zaś rodziła się i wzrastała w siłę nowa religia będąca zaczynem Królestwa Bożego na Ziemi. Wielka przeszłość Wiecznego Miasta od zawsze fascynowała Sienkiewicza. Wspaniałe dzieła sztuki i wysublimowane wytwory myśli ludzkiej współistniały równocześnie z krwawymi podbojami, tyranią, zbrodnią i upodlającym człowieka niewolnictwem. Sienkiewicz osadził akcję „Quo vadis” w przełomowym momencie historycznym, gdy za panowania Nerona doszło do niebezpiecznego przesilenia negatywnych zjawisk społeczno-politycznych rozsadzających od środka potężne imperium cezarów. Był to początek końca: „Szalejem, dążym do przepaści, coś nieznanego idzie ku nam z przyszłości, coś się załamuje pod nami, coś mrze obok nas” – trafnie diagnozował sytuację Petroniusz, jeden z bohaterów „Quo vadis”, mając poczucie schyłku swojej epoki.
Dużo więcej na ten temat przeczytacie Państwo w bieżącym wydaniu tygodnika „Gazeta Polska”.
Źródło: Gazeta Polska
#Gazeta Polska #Sienkiewicz Quo vadis #Quo vadis Sienkiewicz #Quo vadis #Henryk Sienkiewicz
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
redakcja Agnieszka Kowalczyk