I dodaje: „Powtarzam, to jest rzecz, o której wiedzą WSZYSCY zorientowani. A zorientowani są z reguły aktywni, stąd zorganizowali oni ponad 400 klubów Gazety Polskiej, a klubów >>W Sieci<< nie ma. Czytelne kryterium”.
Lisiewicz pisze dalej o dziennikarzach, którzy w sposób najbardziej agresywny zaatakowali w ostatnich dniach Tomasza Sakiewicza: „Marek Pyza, przez niemal dekadę dziennikarz radia TOK FM i Marcin Wikło, były dziennikarz TVN24, zostali wypuszczeni w roli >>zagończyków<< na wojenkę przeciwko >>Gazecie Polskiej<<. Gdy Tomek Sakiewicz zauważył grzecznie (bo to człowiek ode mnie o niebo bardziej kulturalny), że zdaje się to my pisaliśmy o Smoleńsku, gdy cała reszta poddała się narzuconemu paraliżowi języka, przed szereg wyskoczył zagończyk Wikło i ogłosił:
To prawda. >>Gazeta Polska<< jako pierwszy tygodnik prowadziła śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej, podważając oficjalną wersję tej tragedii, bo… w kwietniu 2010 roku nie było żadnego innego tygodnika po prawej stronie medialnej barykady. >>Uważam Rze<< powstał w lutym 2011 roku, jeszcze młodszymi tytułami są >>wSieci<< i >>Do Rzeczy<<”.
Reklama
- No, to prawdziwe mistrzostwo polemiki! >>Jako pierwszy tygodnik<<? Wiadomo, siedząc w dzienniku >>Rzeczpospolita<<, albo w telewizorniach prowadzić śledztwa się nie dało. Nie ma co się czepiać” – komentuje sarkastycznie Lisiewicz.
Lisiewicz zastrzega, że rozumie, iż zwolennicy obozu niepodległościowego nie lubią kłótni we własnym obozie, jednak stwierdza, że wieloletnie doświadczenie wskazują, iż w postkomunizmie jest to postawa ryzykowna:
„Rozumiem to, z tym, że mam zdanie dokładnie przeciwne. Istotą postkomunizmu są przebieranki. Gdy nasz obóz niebezpiecznie rośnie w siłę, ZAWSZE siły systemu starają się w nim stworzyć własną, silną frakcję przebierańców. A przebieraniec nie przestaje być przebierańcem kiedy się przebierze skutecznie. Nie przestaje nim być nawet wtedy, gdy my zaczynamy udawać w imię wyższych racji, że przebieraniec przebierańcem nie jest. Zawsze koniec końców wyjdzie jego natura. Zawsze w STRATEGICZNYM momencie”.
Dalej cytuje, co o Smoleńsku w najtrudniejszych momentach próby pisali dwaj obecni zastępcy redaktora naczelnego „W Sieci”. Piotr Zaremba 10 listopada 2010 pisał w tekście „Zatrute dusze pół roku po Smoleńsku”:
- Wiadomo, tylko sekciarz wierzy, że brzoza nie zgruchotała skrzydła! – komentuje Lisiewicz.Nie sprawdziły się proroctwa tych, którzy szukali w tragedii – mimo wszystko – zaczynów dobra. Mamy jeszcze bardziej nieodpowiedzialne władze i bardziej sekciarską opozycję. Jałowość sporu obrazuje to, co mówi się o samym Smoleńsku. Z jednej strony opowieści o brzozie, która nie powinna zgruchotać skrzydła samolotu (a w tle rozważania, czy Rosjanie dobijali rannych)
Dalej przypomina teksty Piotra Skwiecińskiego. Gdy w sierpniu 2010 r. wobec coraz to nowych bulwersujących faktów Jarosław Kaczyński zaczął używać mocniejszych słów w sprawie Smoleńska, Skwieciński napisał, że prezes PiS zrezygnował z realnego wpływu na politykę:
„Cóż za polityczny wizjoner!” – kpi Lisiewicz. Z kolei 19 października 2010 r. Skwieciński atakował Antoniego Macierewicza za to, że przez swój radykalizm:Kaczyński abdykował, a co najmniej oscyluje na granicy abdykowania
Oprócz Macierewicza Skwieciński strofował też prof. Biniendę:Utrudnia dotarcie do prawdy tam, gdzie może ona być istotnie skrywana (np. gdy chodzi o zachowanie rosyjskich kontrolerów). Tylko czy prawda o Smoleńsku, niezredukowana do prostackiej wizji propagandowej (>>ląduj, dziadu!<< lub >>zamach Ruskich<<), jest jeszcze komuś potrzebna?
orazOdstręczający był efekt dość żenującej zabawy w kotka i myszkę z wojskową prokuraturą, w którą niestety zaangażował się Binienda
Ujmująca postawa wycofanego naukowca zaczęła ustępować miejsca temperamentnemu polemiście, który w zasadzie przestał ukrywać swoją bardzo zdecydowaną opinię nie tylko na temat przyczyn i przebiegu katastrofy, ale i strony przeciwnej - czyli władz państwowych i komisji Millera.
Więcej na ten temat w najnowszym wydaniu tygodnika "Gazeta Polska"