Niewielkie poluzowanie dotychczasowych obostrzeń epidemicznych, jakim jest otwarcie od 1 lutego galerii handlowych, jest mimo wszystko sporym krokiem ku normalności na tle tego, co dzieje się w innych krajach. Są przecież takie, jak choćby Słowacja, gdzie niemal nie można wychodzić z domu. Albo Francja, gdzie tylko masowe protesty spowodowały, że nie ma całkowitego lockdownu.
Polska wypada trochę lepiej od większości państw Europy, a wynika to z tego, że jednak większość Polaków posłuchała nawoływań do przestrzegania ograniczeń, które zresztą nie były tak masowo łamane jak w wielu innych krajach w Europie, i nie tylko. Często proste decyzje o tym, żeby nie gromadzić się w różnych miejscach, żeby założyć maskę, żeby zachować dystans, elementarna kultura bycia i nienarażania bliźnich oraz siebie samego na chorobę decydują nie tylko o tym, że mniej nas zachoruje i mniej umrze, lecz także o tym, że ograniczenia bardzo dotkliwe dla gospodarki, a szczególnie dla wielu polskich firm, będą trochę mniejsze. Liczymy na to, że jeśli epidemia będzie słabnąć w takim tempie jak do tej pory, wkrótce będzie można nawet pójść, przy zachowaniu reżimu sanitarnego, do restauracji. Wiele zależy jednak od nas samych.