W wielu rodzinach dzieci przestały być hałaśliwą przeszkodą dla zestresowanej matki i przepracowanego ojca. Wielu z nas poznało swoich sąsiadów. Rozmowy przez płot przestały być zdawkowe. W ludziach dotąd ignorowanych dostrzeżony został „ktoś taki sam jak ja”. Kobiety noszą stroje sportowe, wygodne, które mają swój urok, a znikające makijaże odsłoniły niepowtarzalność rysów. Do domów powróciły zupy, domowy chleb, kompoty i wszelka rozmaitość polskiej kuchni. Okazało się, że da się przeżyć bez japońskich restauracji, meksykańskich barów, pizzerii. Ludzie zaczęli się lubić. Chcą rozmawiać nawet z nieznajomymi. Zamienić kilka słów, pożartować. Pozdrawiają się na ulicy, na spacerze. Uśmiechają się do siebie. Nieznajomy jest bratem. Takie są moje obserwacje z podstołecznej okolicy. Wirus okazał się lekarstwem.