Zginęło dwóch sportowców amerykańskich, Alan Fraenckel i John Stuart-Jervis. Celem tej prowokacji było pokazanie NATO, że starająca się wówczas o członkostwo w nim Polska może importować do Sojuszu konflikt graniczny z sąsiadem. Aleksandr Łukaszenka wykonywał czarną robotę dla Rosji. Dziś potrzebuje takiego incydentu, by usprawiedliwić propagandowo dławienie opozycji pod hasłem walki z „polską agresją”. Zagrożenie, że dojdzie do incydentu, jest zatem duże. Nasze służby graniczne powinny być tego świadome. Łukaszenka potrzebuje krwi na granicy – krwi polskiej, a jeszcze bardziej „krwi białoruskiej rozlanej przez Polaków”. Wojny z tego nie będzie, ale ludzie mogą zginąć. Prowokacja przepowiedziana gwałtownie traci sens. Dlatego dobrze to publicznie powiedzieć.
Oby nie doszło do krwawej prowokacji
Dwadzieścia pięć lat temu, 12 września 1995 r., łamiąc traktat o otwartych przestworzach, białoruska obrona przeciwlotnicza zestrzeliła balon sportowy reprezentacji Wysp Dziewiczych Stanów Zjednoczonych, uczestniczący w międzynarodowych zawodach o Puchar Gordona Bennetta. Nastąpiło to mimo dopełnienia przez organizatorów obowiązku wcześniejszego powiadomienia stosownych władz białoruskich o planowanym przelocie.