Aby móc to zrobić z czystym sumieniem, części znanych już dokumentów nie opublikowano, a z innych wykreślono niewygodne fragmenty. Gdyby wówczas zrobiono, co należy – co było powinnością historyków i archiwistów – bylibyśmy dziś o wiele dalej z dyskusją, a i sam kardynał mógłby się odnieść do zarzutów. Okłamano jednak opinię publiczną, a część z tych, którzy to zrobili, dziś podpisuje się pod listami w obronie kardynała. Jednak ta kwestia dotyka także wiarygodności IPN. Instytut powinien jasno pokazać, kto wówczas naciskał na utajnienie tych informacji, kto sprawił, że opublikowano tylko korzystne dla kardynała dokumenty, kto najmocniej sprzeciwiał się publikacji całości.