Na podstawie relacji byłego działacza PiS Marka Zagrobelnego Renata Grochal na łamach "Newsweek" wysnuła tezę, że zwolennicy partii rządzącej fałszują wybory. Słowa "informatora" nie zostały poparte dowodami ani skonfrontowane z ze zdaniem kogokolwiek z pozostałych około 500 tys. członków komisji wyborczych. Pomimo tego, tekst idealnie wpasowujący się w wietrzącą przegraną opozycję, zagościł na okładce magazynu Sekielskiego.
"Ja z czasów Platformy i PSL-u znalazłbym dziesiątki osób, które potwierdziłyby, że wtedy próbowano, a nawet w niektórych miejscach pewnie i fałszowano te wybory. Sam fakt, że ponad 20 proc. głosów w wyborach samorządowych w 2014 roku pokazywał, jak ogromna była skala nadużyć. Dzisiaj ta ilość głosów nieważnych jest mikroskopijna, a co do tego człowieka (Zagrobelnego), to pewnie zgłosił sprawę do prokuratury, a ta - sprawę zbadała, bo jeśli nie zgłosił, to nie jestem pewien, czy on sam nie podlega przestępstwu"
- skomentował na antenie TVP Info redaktor naczelny "Gazety Polskiej" i "Gazety Polskiej Codziennie" Tomasz Sakiewicz. Jego zdaniem, Grochal "mało się postarała i znalazła kogoś, kto coś jej naopowiadał i to wystarczyło do napisania tekstu, co bardzo dużo mówi o warsztacie w Newsweeku", albo nikt nie był w stanie potwierdzić wersji Zagrobelnego, ponieważ "przypadki fałszowania są rzadkie i drastyczne".
Sakiewicz przypomniał, że przed wyborami apelował o uważne przyglądanie się pracy komisji wyborczych, a w przypadkach podejrzeń nadużyć, zgłaszanie tego na policję. "Masz wątpliwości - zgłaszaj, najwyżej później wyjaśnią, ale żeby był ten efekt mrożący dla przestępców" - wyjaśnił. Pomimo tego, jego zdaniem, takie przypadki w Polsce są skrajnie rzadkie.
"Proces dojrzewania demokracji w Polsce zaszedł bardzo daleko i często jest dalej posunięty, niż w krajach, które cieszyły się wolnością po 45. roku, bo wykonaliśmy ogromną pracę, żeby w Polsce demokracja była dojrzała i pełna. To oczywiście budzi pewien niepokój tych, którzy korzystali na niedoskonałościach demokracji, na przewadze w mediach, na ograniczeniach w dostępie do komisji. Oni się boją, bo wiedzą, że to jest zawsze parę procent partii dla tych, którzy niekoniecznie na nich zagłosują"
- ocenił.