Portal niezalezna.pl informował niedawno, że Porozumienie Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie w pełni popiera apel, aby użycie terminu „polskie obozy zagłady” było ścigane z urzędu. Po krótkim przejrzeniu niemieckiego internetu okazuje się, że polscy prawnicy mieliby pełne ręce roboty od zaraz.
Decyzja aby użycie zwrotu „polskie obozy koncentracyjne lub zagłady” było ścigane z urzędu jest nad wyraz słuszna, bowiem – jak już dawno twierdzi mecenas Stefan Hambura – innego sposobu, aby spowodować zatrzymanie ciągłego obrażania tymi fałszywymi określeniami Polski i Polaków po prostu nie ma.
Na to, że jest to konieczne, dowody możemy znaleźć prawie codziennie w niemieckich mediach, które wiedząc jak zachowuje się w takich sprawach polski wymiar sprawiedliwości, czują się bezkarne i stale powtarzają kłamstwa o „polskich obozach koncentracyjnych” lub „polskich obozach zagłady”.
To nie są zwykłe pomyłki (jak najczęściej tłumaczą się naczelni tych mediów), bowiem żadna z gazet nigdy nie napisała o „austriackim obozie zagłady” lub „holenderskim obozie koncentracyjnym”. Oni mylą się tylko w przypadku obozów „polskich”. Wygląda wręcz, że jest to dobrze zorganizowana akcja, bo w tym procederze obrażania Polaków biorą udział wszystkie niemieckie media – zarówno te mniej znane i mniej popularne gazety lokalne, jak i te największe ogólnokrajowe tytuły.
Wczoraj jedna z największych niemieckich gazet, „Sueddeutsche Zeitung”, komentując opisaną w książce Jennifer Teege prawdziwą wojenną historię jej babci, stwierdza m.in.,
że była ona związana z okrutnym komendantem „polskiego koncentracyjnego obozu w Płaszowie” Amonem Goethem, który ze swojego balkonu z willi gdzie mieszkał, strzelał do więźniów. (
Er zielte vom Balkon seiner Villa am polnischen Konzentrationslager Plaszow mit einem Präzisionsgewehr auf die Gefangenen).
W wtorek nie mniej znany dziennik „Hamburger Abendblatt” opisywał uroczystości wbudowania tablicy pamiątkowej ku czci hamburskich Żydów, którzy byli wywożeni do niemieckich obozów zagłady. Jednak gazeta ponownie posłużyła się oszczerstwem, pisząc, że
młodzież żydowska wraz z inną grupą tysiąca Żydów została z dzielnicy Hamburg–Altona deportowana do polskiego obozu koncentracyjnego. (
Die Jugendlichen wurden mit 1000 Juden von Hamburg-Altona in polnische Konzentrationslager deportiert). To obraźliwe określenie widniało przez kilkanaście godzin na stronach gazety i dopiero później (najprawdopodobniej po interwencji) zostało zmienione na sformułowanie: obóz koncentracyjny w Polsce – co także jest nieścisłe, bowiem w tamtym czasie była to Generalne Gubernatorstwo.
Używanie określeń „polskie obozy zagłady” lub „polskie obozy koncentracyjne” nie jest przypadkowe, bowiem doskonale wpisuje się w prowadzoną od około dwóch dekad nową niemiecką politykę historyczną. Do tego celu używane są także niemieckie media. Jeżeli w niemieckich mediach mówi się lub pisze np. o wysokich rangą dowódcach obozów zagłady lub innych funkcjonariuszy mających (w jakimkolwiek stopniu) krew na rękach, to unika się słów Niemiec lub niemiecki.
Zastępuje się je bardziej enigmatycznymi sformułowaniami jak: nazistowski, esesmański lub hitlerowski. Zbrodniarzami także nie są po prostu Niemcy, lecz gestapowcy, SS-mani lub nieokreśleni naziści. Podobnie obozy nie mogą być niemieckie (nawet, gdy znajdowały się obok Monachium), więc będą także nazistowskie, lub w skrócie Nazi KZ-Lager, a najlepiej, jeżeli zacznie się je nazywać „polskimi obozami koncentracyjnymi lub zagłady”.
To ostatnie określenia, nawet jeżeli zostały trochę zmodyfikowane, np. na „KZ-Lager in Polen” lub „Kl-Auschwitz – Polen” i tak sugerują, że były to polskie obozy śmierci. Chodzi o to, aby już bez jakichkolwiek prawnych problemu i bez żenady – tak jak to zrobił dziennik „Leipziger Internet Zeitung” – napisać: „
SS-Konzentations- und Vernichtungslager im polnischen Majdanek” – czyli „
Esesmański obóz koncentracyjny i zagłady w polskim Majdanku”. Skojarzenia z Polską są natychmiastowe.
Źródło: niezalezna.pl
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Waldemar Maszewski