O śmierci dokumentalisty poinformowano 2 kwietnia. Twierdzono wówczas, że zginął podczas próby ewakuacji z oblężonego przez Rosjan Mariupolu. Prawda okazała się bardziej drastyczna. Ujawniła ją przyjaciółka reżysera Albina Lwutyna.
„Jak i dlaczego próbowaliśmy ukryć informacje. Bezduszni rosyjscy żołnierze wzięli Mantasa do niewoli i zabili. A potem po prostu rzucili. Jego bohaterska żona dokonała rzeczy niemożliwych. Udało jej się znaleźć jego ciało pod ostrzałem w Mariupolu i zabrać je do rodzinnej Litwy.
Aby jej samą nie zabito, aby ciało nie zostało zniszczone, konieczne było ukrycie informacji. O śmierci wiedziała ograniczone grono osób, ale gdy tylko informacja dotarła do mediów, nie można było jej powstrzymać.
Mogliśmy już nigdy nie poznać prawdy, a nawet pożegnać się z Mantasem.
On nie zginął w samochodzie w wyniku „uderzenia pocisku”. Jak donoszą media. Zastrzelono go.
Ale wszystkie szczegóły musi ustalić niezależne śledztwo. Mantas nie zginął 2 kwietnia, jak pisali. W tym czasie staraliśmy się już z całych sił, aby go wywieźć...
W chwili, gdy o śmierci poinformowała Kancelaria Prezydenta Ukrainy oraz Zełenski, jego zona z trumną przez kilka godzin stała czekając na wyjazd z Rosji. Samochód „gruz 200” [oznaczenie transportu z szczątkami ludzkimi – przyp. red.] z cynkową trumną pogranicznicy dokonywali oględzin ze szczególną odpowiedzialnością.
Przez kilka dni ryzykowaliśmy co minutę. Moglibyśmy już nigdy nie zobaczyć Mantasa ani jego żony.
Teraz jest on już na Litwie.”
45-letni Mantas Kvedaravičius, był znany m.in. z filmu dokumentalnego „Mariupolis”, który miał swoją premierę na międzynarodowym festiwalu filmowym w Berlinie w 2016 roku. Nakręcony w Mariupolu film opowiada o ukraińskim mieście, walczącym o przetrwanie pod oblężeniem jeszcze po zaanektowaniu ukraińskiego Krymu przez Rosję w 2014 r.
Zaś w 2011 r. Litwin był producentem dokumentu pt. „Barzah” o zniknięciach i porwaniach w Czeczenii.