"Na awanturę wokół najnowszej piosenki Kazika nałożyły się trzy rzeczy. Pierwsza to mało znana opinii publicznej, ale bardzo znane w światku artystycznym sprawa ogromnej korupcji przy wszelkich rankingach, ustawiania tych rankingów, co dzieje się niestety w mediach publicznych, jak i prywatnych. Mówi o tym wielu artystów. Jedni ulegają totalnej cenzurze, często z przyczyn politycznych czy finansowych, a drudzy są promowani ponad wszelkie normy. W ten sposób zabito w Polsce od dziesiątek lat wiele zespołów, na które ustawiający te listy wydali wyrok" - komentuje Tomasz Sakiewicz.
"Moim zdaniem o tyle dobrze się stało, ze wreszcie można nagłośnić jak potwornie nieuczciwa jest ta branża i jak oszukuje ludzi i jakie szkody też przynosi wielu artystom, którzy powinni być na topie, a często nie mają z czego żyć. Druga sprawa to sprawa piosenki Kazika. Moim zdaniem bardzo słabej muzycznie i wyjątkowo niesmacznej, żeby nie powiedzieć głupiej. Rzeczywiście artyści mają prawo tworzyć rzeczy głupie, ale pod względem artystycznym była to jedna z jego najgorszych piosenek. Na ile znam całość twórczości Kazika, to jest to na tyle słaba piosenka, że jej jedynym nośnikiem mógł być tylko skandal"
- dodał.
Redaktor naczelny "Gazety Polskiej" stwierdził, że trzecia sprawa dotyczy "pewnej rozgrywki politycznej".
"Opozycja postanowiła zbudować wokół tego całą narrację prawdopodobnie na bazie przygotowanej wcześniej prowokacji wkręcając w to Kazika, który mam wrażenie nawet chyba nie do końca wiedział, że mu taki prezent robią. To, że najpierw wypromują jego piosenkę, a potem zrobią wokół tego taki skandal. Tak jak kiedyś w 1993 roku SLD użyło w kampanii wyborczej piosenki zespołu Piersi i Pawła Kukiza „ZCHN zbliża się”
- powiedział Tomasz Sakiewicz.
"Ale ostatnia sprawa to kwestia decyzji Polskiego Radia. Moim zdaniem najpierw należało wzbudzić wokół sprawy z manipulacja przy układaniu listy przebojów dyskusję, a potem podejmować decyzję, a nie odwrotnie. Dali się zaskoczyć pułapką, w którą wkręciła ich druga strona" - nadmienił.