Autorzy szkalującej polskie służby produkcji "Zielona granica" dolali oliwy do ognia. Gabriela Łazarkiewicz-Sieczko i Maciej Pisuk podczas 49. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych znów opowiadali o tym, że "funkcjonariusze dostali zielone światło na przemoc". Do tego krytykowali... obecną władzę.
"Zielona Granica" to film Agnieszki Holland, który szkalował polskie służby - m.in. straż graniczną, przedstawiając funkcjonariuszy jako sadystów, wręcz znęcających się nad uchodźcami.
Autorzy "Zielonej Granicy" nie dają o sobie zapomnieć. Tym razem podczas 49. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych opowiadali o tym, że "dla samych uchodźców niewiele na granicy się zmieniło" - tak mówił chociażby producent Marcin Wierzchosławski. Ale to najłagodniejsze słowa, jakie padły.
Współscenarzysta Maciej Pisuk oskarżał poprzedni i obecny rząd o to, że robią wszystko żeby "ta sprawa była w jak najmniejszym stopniu upubliczniana". Z kolei konsultantka ds. uchodźców i aktywistka tzw. Grupy Granica Maria Złonkiewicz wyraziła rozczarowanie polityką rządu koalicji 13 grudnia wobec uchodźców.
Nawet nie mogę powiedzieć, że na granicy jest tak samo jak było. Na granicy jest gorzej, dlatego że służby poczuły poparcie. Był moment, kiedy funkcjonariusze przycichli, bo sami jeszcze nie wiedzieli, jak będzie wyglądała sytuacja po zmianie władzy. Teraz widzimy, że dostali zielone światło na przemoc, na to, żeby jeszcze bardziej nie trzymać się prawa. Dawniej było tak, że kiedy przy naszym wsparciu ktoś prosił o ochronę, bardzo rzadko zdarzało się, że jednak był wywożony do Białorusi. Teraz trudno mi powiedzieć, że jest to standard, ale mówimy ludziom w lesie, że nie ma absolutnie żadnej gwarancji. Jak patrzę na statystyki, to jest pół na pół
Przypomnijmy, że "uchodźcy", o których mówią autorzy filmu, to tak naprawdę nielegalni migranci szturmujący polską granicę w ramach hybrydowej operacji Łukaszenki i Putina. Polskie służby były atakowane przez agresywne bandy, a jeden z polskich żołnierzy - Mateusz Sitek - został zamordowany przez migranta. Jak widać, nawet po tej sytuacji, tzw. "aktywiści" próbują przedstawiać ofiary agresji w roli przemocowców.