Rosyjska aktywistka Jelena Kalinina, która ściągnęła na siebie uwagę policji z powodu "demonstracji" z udziałem niosących gniewne plakaty bałwanków śniegowych, ma zamiar dalej prowadzić ten nietypowy protest - podał w piątek amerykański tygodnik "Newsweek".
Kalinina ze wsi Zaczaczje pod Archangielskiem na północy Rosji, która kilka dni temu musiała się tłumaczyć na policji z powodu plakatów zawieszonych na figurach ze śniegu - m.in. z hasłem "Precz z carem" - poinformowała, że nic nowego się w jej sprawie nie wydarzyło. Aktywistka ustawiła nowe bałwanki i wykonała nowe plakaty.
- Zrobię to 100 razy, jeśli będę musiała
- powiedziała w rozmowie z "Newsweekiem".
Choć nie uważa się za członkinię żadnej partii politycznej, to jest zdania, że to opozycjonista Aleksiej Nawalny przyczynił się do tego, że - jak mówi - "przejrzała na oczy". Deklaruje, że jest przeciwniczką prezydenta Władimira Putina. Jedno z haseł umieszczonych na bałwankach, które policja uznała za niewłaściwe, głosiło: "Wowa, między nami wszystko skończone".
Nowe plakaty nie nawiązują jednak do rosyjskiego prezydenta. Hasła na nich głoszą: "Ja żyję", "Nie uciszycie mnie" i "Nie zabijecie mnie".
W ponad 100 miastach Rosji 23 stycznia odbyły się protesty w obronie Aleksieja Nawalnego, osadzonego w moskiewskim areszcie śledczym. Przygotowany przez opozycjonistę materiał śledczy o luksusowej nieruchomości nad Morzem Czarnym, którą Nawalny nazywa "pałacem Putina", zebrał już 100 mln odsłon w internecie. Prezydent Władimir Putin zaprzeczył jakoby pałac należał do niego.