Śmigus polegał na delikatnym biciu wierzbowymi witkami lub oblewaniu wodą w celu wiosennego oczyszczenia z brudu i chorób, a także z grzechu. Osoba, która chciała uniknąć podwójnego oblewania, mogła przekupić oblewających pisankami lub innymi drobnymi podarunkami – to właśnie tę osobliwą formę wymuszenia nazywano dyngusem.
Dyngus był też świetną okazją do odwiedzania rodziny i znajomych (stąd dawna nazwa włóczebny) i skosztowania domowych przysmaków.
Około XVI wieku granice między dwoma zwyczajami zatarły się, i tak powstał śmigus-dyngus. Dziś lany poniedziałek niewiele ma wspólnego z dawnymi wierzeniami. Oblewanie wodą najbliższych jest obecnie postrzegane bardziej w kategoriach niewinnego psikusa. Choć w przypadku młodzieży często niewinny psikus może stać się wykroczeniem.
Praktycznie co roku media informują o przypadkach wylewania całych wiader wody na przechodniów na ulicach czy osób podróżujących komunikacją miejską. Najbardziej narażone na takie wybryki są młode kobiety – niektórzy nastolatkowie najwyraźniej uznają potraktowanie panien dziesięcioma litrami zimnej wody jako wyszukaną formę zalotów. Zwyczaj bicia gałązkami wierzbowymi przetrwał do dziś jedynie w niektórych regionach kraju, głównie na Kaszubach.
Śmigus-dyngus obchodzony jest tylko w kilku państwach świata – oprócz Polaków najchętniej oblewają się Czesi, Słowacy i Węgrzy. Solidne lanie odbywa się też w niektórych stanach USA, zamieszkałych przez duże społeczności polonijne.