W trakcie Kongresu Pamięci Narodowej zaprezentowano niezmiernie ciekawe wyniki badań dotyczące młodzieży i tego, jak postrzega ona historię oraz skąd czerpie informacje, by budować swoją wiedzę o historii. Właściwie jakichś większych zaskoczeń nie było – dla każdego jasnym jest, że obecnie bardzo na tym polu zyskał internet, a książki odeszły w cień.
Ciekawe jest to, że młodzi ludzie są generalnie zainteresowani dziejami Polski, ale chcą dowiadywać się o nich z atrakcyjnych źródeł. Czekają na dobrą ofertę – dobrze, że ją znajdują, co było widać na tymże kongresie.
Natomiast jest inna sprawa warta zauważenia przy tej okazji – ta mianowicie, jak bardzo kwestia oparcia edukacji i wychowania młodych na nauce dziejów naszej ojczyzny, jest ważna w oczach obecnych instytucji państwowych – czy to ministerstwa edukacji, czy kultury, czy wreszcie wspomnianego IPN-u.
Za rządów Platformy Obywatelskiej historia była traktowana po macoszemu na każdym polu. Weźmy przykład… Co się działo w Polsce na sto pięćdziesiątą rocznicę wybuchu Powstania Styczniowego? Właściwie niewiele, jeśli chodzi o działalność państwowych instytucji – więcej robiła wówczas, w roku 2013, opozycja, organizując własne obchody patriotyczne, o szerszym wymiarze niż te państwowe. Więc państwo choćby tę, równą rocznicę insurekcji, po prostu „zmarnowało” – także na polu edukacji i kultury.
Dlaczego? Z prostego powodu – historia nie jest przecież atrakcyjnym przedmiotem dla środowisk związanych z lewicą i brukselskimi elitami. Odcięcie ludzi od świadomości narodowych odrębności, od ich korzeni i tradycji jest elementem kulturowo-cywilizacyjnej przemiany, w której wszyscy stanowimy jakąś część sceny dziejących się wydarzeń (niezależnie od poglądów).
Od ośmiu lat mamy władzę (nawet jeśli z różnych powodów można ją krytykować, jak zresztą każdą władzę), która na polu dbałości o budowanie narodowej świadomości zrobiła bardzo wiele. A gdy próbuje bronić prawdy o Polakach i ich historii, jak choćby w przypadku – udających naukowo-historyczne – tez o „masowym współudziale” Polaków z Zagładzie – jest atakowana i oskarżana o „kneblowanie naukowej wolności”.
Przypomnieć trzeba, że jest na odwrót – to środowiska lewicowe i platformerskie od dekad starają się kneblować naukową wolność historyków piszących o dziejach najnowszych. Przykład prof. Sławomira Cenckiewicza i chęć niemalże „ukrzyżowania” go za pisanie prawdy o Wałęsie jest tu chyba najbardziej znany. Ale tych manipulacji, tłumienia, wyszydzania, atakowania za mówienie prawdy było masę. Choćby za pisanie o tym, co de facto działo się przy Okrągłym Stole, albo co wydarzyło się 4 czerwca 1992 roku. Ci co „liczyli głosy” potem liczyli, że sprawy pójdą w zapomnienie.
Po mity najnowszej historii wraca obecna opozycja w obłudny sposób – skrzykując Marsz Tuska na 4 czerwca i wykorzystując dawny solidarnościowy plakat do jego promocji. Może to robić, gdyż od lat z premedytacją odcina swoich wyborców od prawdy, manipuluje umysłami tak, by jej zwolennicy „odmawiali wiedzy”.
Dobrze, że od ośmiu lat historia wróciła na należne jej miejsce w obiegu kulturowym Polski. Najbliższe wybory pokażą w jaką stronę pójdzie to dalej – czy nasza ojczyzna będzie budować swoją przyszłość w oparciu o prawdziwą wiedzę o naszych dziejach, czy sfałszowaną, lub też – co gorsza – w ogóle bez niej.
Od redakcji: więcej o wspomnianym przez autora Kongresie Pamięci Narodowej dowiedzieć się można tutaj. A poniżej załączamy spot promocyjny wydarzenia.