Kazimierz Marcinkiewicz jakiś czas temu powiedział, że ma dosyć życia publicznego i chce się od niego odciąć. Nie da się jednak, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wymazać faktu, że jest byłym politykiem, a nawet premierem.
Mediów "Kaz" nie unikał gdy był w związku a Izabelą Olechowicz - wręcz przeciwnie. Ich uśmiechnięte twarze nie raz zdobiły pierwsze strony plotkarskich gazet.
Nie wyszło to jednak Marcinkiewiczowi na dobre, bo gdy tylko zaczęły się kłopoty, one również ujrzały światło dzienne. A na jaw wychodzą kolejne długi byłego premiera. Tym razem okazuje się, że wobec jego pierwszej byłej żony.
Zaległości w sumie sięgają około 200 tysięcy złotych. Ale wątpię, by coś z tego spłacił. Ciągle szuka klientów, w ciągu kilku lat jego zarobki lecą na łeb na szyję
– powiedziało "Super Expressowi" źródło zbliżone do sprawy.
Jak podaje tabloid od 2009 roku Marcinkiewicz ma zasądzone alimenty także na pierwszą żonę w kwocie 6 tys. złotych miesięcznie.
Pierwszej żonie też nie płacił alimentów. Z tego co wiem jest jej winny zdecydowanie więcej pieniędzy niż Izabeli. Wątpię, by się w tej sprawie coś zmieniło. On ma olbrzymie problemy w znalezieniu nowych klientów. W tym roku jako doradca zarobił jedynie ponad 20 tysięcy złotych
– ujawnia źródło "SE".
Jak ustalił tabloid w warszawskiej Prokuraturze Okręgowej, pierwsza żona Marcinkiewicza nie zgłaszała zaległości.
Wie, że on nie ma z czego zapłacić. Liczy pewnie na to, że po zlicytowaniu mieszkania wyrówna z nią rachunki. A Kazimierz wręcz tonie w długach
- tłumaczy rozmówca "Super Expressu".