30 lat temu w Białymstoku znaleziono zwłoki księdza Stanisława Suchowolca, przyjaciela księdza Jerzego Popiełuszki, związanego z Solidarnością. Według oficjalnego komunikatu zmarł w wyniku zatrucia tlenkiem węgla. Śledztwo wznowiono jesienią 1991 r. – stwierdzono wówczas, że ktoś profesjonalnie upozorował wypadek.
Urodzony w 1958 r. w Białymstoku, Stanisław Suchowolec księdzem został w 1983 r. Wkrótce trafił na parafię do Suchowoli tuż obok Okopów, gdzie urodził się ks. Popiełuszko. O 11 lat młodszy od ks. Jerzego, ks. Stanisław serdecznie się z nim zaprzyjaźnił. „Gdyby coś mi się stało, to Staszek mnie zastąpi” – miał powiedzieć ks. Jerzy widząc się ze swoją rodziną po raz ostatni. Po zamordowaniu ks. Jerzego, jego młodszy przyjaciel założył izbę jego pamięci, na cmentarzu wybudował symboliczny grób i troskliwie opiekował się jego rodzicami, odwiedzając ich często w Okopach. Na wzór księdza Jerzego odprawiał też Msze za Ojczyznę. Nie uszło to uwadze bezpieki, która rozpoczęła rozpracowywać go w ramach SO „Suchowola”. Te działania wzmogły się po przeniesieniu ks. Suchowolca do parafii Niepokalanego Serca Maryi w Białymstoku. Bezpieka zbierała wszelkie informacje na temat księdza. Podsłuchiwano jego rozmowy telefoniczne, kilka razy uszkodzono mu samochód. W sierpniu 1988 r. „nieznany sprawca” rzucił cegłą w przednią szybę auta, którym podróżował Suchowolec. Pojawiły się pogróżki np. kartka z rysunkiem księdza na szubienicy i napisem Stanisław. W anonimowych telefonach słyszał groźby: „Skończysz jak Popiełuszko”. Próbowano ks. Suchowolca dyskredytować w Kurii. Czuł się coraz bardziej osaczony i zagrożony, o czym mówił wielokrotnie swoim znajomym i przyjaciołom.
Nieszczęśliwy wypadek?
29 stycznia ks. Suchowolec miał jechać z wiernymi do Warszawy na Mszę św. za Ojczyznę i do grobu ks. Jerzego. Ostatecznie zrezygnował z wyjazdu. Wieczorem miał go odwiedzić nieznany świadkom mężczyzna, po rozmowie z nim ksiądz był bardzo zdenerwowany. Według niektórych badaczy poznał wówczas nazwiska osób ze swojego najbliższego otoczenia, które współpracowały z SB i donosiły na niego. 30 stycznia około 4.30 w związku z zapachem spalenizny na plebanii wyważono drzwi do pokoju księdza. Był martwy. Obok ciała leżał doberman, pies, który miał go chronić. Po kilku miesiącach nieporadnie prowadzonego śledztwa stwierdzono, że był to nieszczęśliwy wypadek i że ksiądz zginął w wyniku zaczadzenia. Śledztwo wznowiono jesienią 1991 r., jego ustalenia okazały się zgoła inne. Było to podpalenie, a morderca w profesjonalny sposób upozorował wypadek. W trakcie drugiego śledztwa gosposia księdza zeznała, że w dniu morderstwa widziała nieznanych dwóch mężczyzn i kobietę w pobliżu plebanii. Śledztwo to umorzono w 1993 r. z powodu niewykrycia sprawców. W 2006 r. prokuratorzy IPN oświadczyli, że według nich za zabójstwem ks. Suchowolca stało SB.