Na wrzesień zaplanowano kolejną – piątą już ekspedycję w poszukiwaniu wraku zaginionego w maju 1940 r. ORP Orzeł. Grupa Polaków chce przebadać ok. 600 km kw. dna Morza Północnego w miejscu, gdzie mogło dojść do przypadkowego zatopienia okrętu przez angielski samolot.
Podobnie, jak w poprzednich wyprawach, poszukiwania prowadzone będą z pomocą specjalistycznego sprzętu, w tym dokładnych sonarów i echosond umożliwiających skuteczne badanie dna morskiego w paśmie o szerokości nawet do 400 metrów oraz zdalnie sterowanego pojazdu podwodnego wyposażonego w kamerę i oświetlenie (umożliwi on przeprowadzenie szczegółowych inspekcji ewentualnie odkrytych w trakcie wyprawy wraków). Większość sprzętu dostarczy partner ekspedycji – Instytut Morski w Gdańsku. Ekspedycja potrwa 14 dni – tyle czasu spędzi w morzu wynajęty przez organizatorów duński kuter, na którym zainstalowany zostanie sprzęt poszukiwawczy.
Będziemy badać między innymi kilka miejsc, w których leżą wraki, a które to pozycję wskazali nam duńscy rybacy.
– powiedział Tomasz Stachura, organizator wyprawy. W maju tego roku członkowie ekspedycji spędzili kilka dni w Danii i spotkali się z tamtejszymi rybakami.
Poprzednie ekspedycje uświadomiły nam, że duńscy rybacy mają bardzo dużą wiedzę na temat wraków zalegających w Morzu Północnym: posiadają też sporo map z lat 40., na których zaznaczono pozycje tych jednostek. Obiecali podzielić się z nami swoją wiedzą.
– dodał.
Doświadczenie zebrane podczas dotychczasowych wypraw pokazuje, iż lokalizacje, jakie nanoszono z górą 70 lat temu na mapy, potrafią być bardzo niedokładne.
Dotychczas zakładaliśmy, że rozbieżność pomiędzy nimi a rzeczywistymi lokalizacjami może wynieść maksymalnie 5 mil. Dziś wiemy już, że różnica ta może wynieść nawet 10-11 mil. Wiemy więc, że próbując znaleźć konkretny wrak, musimy poszerzyć obszar poszukiwań adekwatnie do tej ewentualnej pomyłki.
– zaznaczył Stachura.
Rejon poszukiwań wraku polskiego okrętu podwodnego uczestnicy wyprawy wyznaczyli w oparciu o hipotezę, że 3 czerwca 1940 roku ORP Orzeł został w konkretnej okolicy Morza Północnego przypadkowo zbombardowany przez brytyjski samolot. Zdaniem ekipy poszukiwawczej polski okręt mógł zostać błędnie zidentyfikowany – brytyjscy piloci mogli go pomylić z niemieckim U-bootem.
Tegoroczna ekspedycja będzie piątą już wyprawą pod hasłem Santi odnaleźć Orła (Santi to nazwa firmy, której szefem jest Stachura, a która jest sponsorem projektu). W ramach trzech wypraw – w 2014, 2015 i 2017 r. – przeczesano za pomocą sonarów trzy wytypowane obszary dna Morza Północnego w pobliżu angielskich wybrzeży. Z kolei w 2016 r. poszukiwania prowadzone były u wybrzeży Holandii, a ich rejon wyznaczono w oparciu o hipotezę zakładającą, iż ORP Orzeł został zatopiony przez niemiecki okręt. Teorii dotyczących okoliczności, w jakich zaginął Orzeł jest bardzo wiele.
Trzy najbardziej prawdopodobne mówią, że okręt zatonął w efekcie awarii, został zatopiony w wyniku omyłkowego ostrzału z pokładu angielskiego samolotu lub został zniszczony po wpłynięciu na któreś z pól minowych. Pod uwagę brane jest także m.in. zatopienie przez niemiecki okręt. Członkowie ekspedycji Santi nie wykluczają żadnej z hipotez, najbardziej skłaniają się jednak ku tej mówiącej o zatopieniu w wyniku omyłkowego bombardowania z pokładu sojuszniczego samolotu.
Przed ekspedycjami Santi odbyło się kilka innych wypraw mających na celu odnalezienie wraku Orła. Część z nich prowadziła choćby Marynarka Wojenna działająca wspólnie z kilkoma innymi instytucjami, w tym Narodowym Muzeum Morskim w Gdańsku. Wszystkie wyprawy zakończyły się fiaskiem.