Grasz w filmie „Plan B” w reżyserii Kingi Dębskiej, który dziś wchodzi do kin. Wiem, że już go widziałeś. A to jest przecież film dla dorosłych! Rodzice pozwolili Ci go obejrzeć?
Tak. Chociaż był moment, w którym mama zasłoniła mi oczy.
Jak myślisz, dlaczego?
Pewnie była wtedy jakaś scena miłosna (śmiech).
„Plan B” to Twoim zdaniem film miłosny?
Niby tak, ale każdy mąż w tym filmie opuszcza żonę. A pana Marcina Dorocińskiego opuszcza dziewczyna. Więc tak naprawdę nie wiem, czy to film miłosny.
A co sprawiło Ci największą trudność podczas pracy na planie?
Udawanie, że śpię. Trudno jest leżeć nieruchomo, z zamkniętymi oczami, gdy na planie filmowym tak wiele się dzieje.
Zapytam Cię o coś, o czym dorośli aktorzy raczej nie lubią mówić. Czy często mylili teksty i musiały być duble?
Pan Marcin Dorociński pomylił się w scenie z naleśnikami. Miał tam zaśpiewać jakąś piosenkę, a zaśpiewał zupełnie inną. Na planie śmiali się wtedy wszyscy. No i musiał być dubel.
Rzeczywiście jest scena w kuchni, gdy siedzisz z filmowym bratem przy stole, a Mirek (Marcin Dorociński) smaży Wam naleśniki. Były prawdziwe?
Oczywiście. Jadłem je przecież. Niektóre były posypane cukrem, a inne były z marmoladą. W czasie przerwy mogliśmy zjeść je wszystkie.
Marcin Dorociński usmażył je sam, czy miał już gotowe placki na patelni?
Sam usmażył. Widziałem.
Często przeprowadzam wywiady z dorosłymi i bardzo doświadczonymi już aktorami. Powtarzają, że mimo ogromnego doświadczenia stresuje ich kamera. Ciebie też?
Rzadko. Boję się tylko, gdy muszę zagrać coś trudnego. Tak jak w filmie „Niewidzialne” (premiera 13 kwietnia, reż. Paweł Sala – przyp. red.). Tam np. filmowa mama wsadziła mnie do klatki i na mnie krzyczała, a ja nie mogłem nic powiedzieć, bo taką dostałem rolę. Wtedy się bałem.
A Twoja prawdziwa mama denerwuje się, gdy wchodzisz na filmowy plan?
W ogóle. Rodzice ciągle mi powtarzają, że we mnie wierzą.
Wiesz, co znaczy określenie „plan B”?
Tak. To znaczy, że jeśli nie zostanę aktorem, to może będę reżyserem.