2 marca w Warszawskiej Operze Kameralnej odbędzie się premiera opery „Orfeusz i Eurydyka”. Zrealizowane przez Magdalenę Piekorz dzieło jest zaliczane do grona najsłynniejszych XVIII-wiecznych oper. Jednak, jak zdradzi- ła podczas wtorkowej konferencji prasowej reżyserka spektaklu, to taneczno-muzyczne widowisko będzie łączyło klasyczną i współczesną formę wypowiedzi.
Jest dla mnie wielkim zaszczytem, że 243 lata po polskiej premierze „Orfeusza i Eurydyki” Christopha Willibalda Glucka to arcydzieło trafia na scenę Warszawskiej Opery Kameralnej. Pokazujemy „Orfeusza i Eurydykę” w oprawie Zespołu Instrumentów Dawnych Warszawskiej Ope-ry Kameralnej – Musicae Antiquae Collegium Varsoviense w reżyserii Magdaleny Piekorz pod dyrekcją Stefana Plewniaka
– mówi dyrektor WOK Alicja Węgorzewska-Whiskerd. Dla Magdaleny Piekorz, laureatki Złotego Lwa na 29. Festiwalu Pol-skich Filmów Fabularnych w Gdyni (2004 r., za film „Pręgi”, który był polskim kandydatem do Oscara w kategorii film nieanglojęzyczny), „Orfeusz i Eurydyka” będzie operowym debiutem.
Sztuka to forma porozumiewania się z widzem i zależnie od formy używa się odpowiedniego klucza. Realizacja opery to dla mnie nowe wyzwanie
– powiedziała Piekorz, podkreślając, że nie miała wątpliwości, którą z oper wybrać na swój debiut.
Będzie to spektakl taneczno-muzyczny. Orfeusz i Eurydyka pojawią się na scenie jako posągi, które będą miały swoich odpowiedników wśród tancerzy (alter ego). Będą też współczesne wizualizacje.
Ponadto prowadzę postacie tak, żeby widz mógł się z nimi utożsamić. Orfeusz boi się wejścia do piekła, ale ponieważ podjął to wyzwanie, to tam idzie i stara się nie pokazywać swoich słabości. To piekło jest symbolem
– mówiła Piekorz.
Najbliższe przedstawienia będzie można zobaczyć 2, 3, 8 i 9 marca. W obsadzie w głównej roli wystąpią zamiennie: Artur Janda, Szymon Komasa i Łukasz Hajduczenia.
Jak przekonuje Magdalena Piekorz, każdy z artystów inaczej interpretuje postać Orfeusza.
To wyjątkowa rola, bo w zasadzie jest monodramem. Eurydyka i Amor jedynie towarzyszą Orfeuszowi. Trzeba zatem tę postać przeprowadzić od początku do końca, nie schodząc ze sceny. Musiałem to sobie bardzo dobrze poukładać w głowie, w głosie i emocjach, żeby to było autentyczne i czytelne dla widza. Orfeusz nie jest postacią charakterystyczną. Ta muzyka nie prowokuje, by biegać po scenie, tylko by ją przeżywać. To rola piękna, a zarazem trudna
– powiedział „Codziennej” Artur Janda. Zapraszamy do WOK, by usłyszeć tę wyjątkową opowieść, która będzie bazowała na włoskojęzycznej wersji dzieła.