Dla mieszkańców dawnej stolicy Jamajki – Portu Royal – koniec świata nastąpił 7 czerwca 1692 roku, kiedy to ogromne trzęsienie ziemi osunęło do Morza Karaibskiego całe wybrzeże, pochłaniając tym samym nie tylko siedem tysięcy istnień, ale też dziesiątki zabudowań, domów, sklepów i ulic. Ten sam los podzielił miejscowy cmentarz. Cmentarz, w którym złożone zostało ciało walijskiego kapitana Henry’ego Morgana, jednego z najbardziej znanych, lecz zarazem najbardziej brutalnych piratów Karaibów.
Kapitan Henry Morgan był postrachem Hiszpanów, na których polował posiadając oficjalne zezwolenie Korony Brytyjskiej, tak zwany list kaperski, co oznaczało że Korona niejako wynajmowała usługi bandyty w celach wojennych. Dzięki temu piraci mogli zatrzymać zabrane łupy i nie groziły im ze strony brytyjskiej żadne konsekwencje.
Morgan porzucił naukę we wczesnych latach młodości, twierdząc że bardziej jest stworzony do szabli niźli do książek. W istocie – okazało się to prawdą. Choć być może, gdyby w tak szybki sposób nie zrezygnował z zapoznania się z literaturą – nabrałby wrażliwości, która nie pozwoliłaby mu na późniejsze brutalne czyny. Wojując z Hiszpanią bardzo szybko zyskał renomę zuchwałego, niezwyciężonego Korsarza, a gdy we władaniu brytyjskim znalazła się dzika wówczas wyspa Jamajki, bronił jej zaciekle przed najazdami Hiszpanów. W szeregach bukanierów trudno zresztą było znaleźć ludzi kierujących się dobrem bliźniego; ci szukający wolności zbiedzy interesowali się przede wszystkim złotem. Nie inaczej było w przypadku Morgana, którego niezaprzeczalna charyzma i magnetyczna osobowość szybko przyciągnęły do siebie wielu opryszków i łowców przygód. Stworzona w ten sposób flotylla siała postrach na wodach Morza Karaibskiego. Pod jego wodzą w pył obrócone zostały liczne wspaniałe miasta hiszpańskie, jego ludzie bez litości mordowali księży, rabowali, masowo gwałcili kobiety i w sposób okrutny obchodzili się z każdym, kto stanął na ich drodze. Przerażające opisy Alexandra Exquemelina – jednego z towarzyszy Morgana – ujawniły praktyki, które przyprawiają o dreszcze. Piraci palili hiszpańskich jeńców żywcem, wieszali za różne części ciała, czy zaciskali na twarzach sznury tak mocno, że z oczodołów wypadały gałki oczne.
Henry Morgan szturmował kolejne hiszpańskie miasta, nie pozostawiając obrońcom żadnych szans. Jego flota, złożona z dziesięciu okrętów, rzadko napotykała wystarczający opór. Wieść głosi, że gdy jedna z fortec zbyt długo próbowała stawić opór korsarzom, rozwścieczony Morgan kazał zebrać wszystkich jeńców wojennych w jednej izbie i wysadzić ją w powietrze. Uderzając na mury obronne, pędził przed swoimi ludźmi pojmanych księży i zakonników, wykorzystując ich jako żywe tarcze. W ten sposób padły u jego stóp: Puerto Principe, Porto Bello, Maracaibo i Gibraltar, a także Panama. Po powrocie na Jamajkę okazało się jednak, że list kaperski nie obejmował jego działań na Panamie, gdyż wojna się skończyła, o czym Morgana nie wiedział. Hiszpanie zażądali odszkodowania; ostatecznie skończyło się na areszcie domowym.
Z niewyjaśnionych powodów, cieszył się ten krwiożerczy korsarz ogromną sławą. Wielokrotnie odwiedzany przez angielskich arystokratów wzbudzał podziw i uznanie do tego stopnia, że w 1674 roku król nadal mu tytuł szlachecki i ustanowił wicegubernatorem Jamajki. Jak się okazało - nie był to zły polityk. Swoje umiejętności przywódcze, które w brutalny sposób ukazał podczas swoich podbojów, okazały się cenne dla rozwoju wyspy i Portu Royal. Jako zarządca starał się zażegnać problem piractwa, przyłożył się do rozwoju miasta i bezlitośnie zwalczał wszelkie bezprawie. Pod koniec życia, zupełnie strawiony chorobą alkoholową, miał ponoć błagać Boga o przebaczenie za swoje czyny. Pochowano go na cmentarzu w Port Royal.
Tam los okazał się jak zawsze sprawiedliwy: niewiele lat później jego szczątki – a także wspaniała stolica Jamajki, o którą tak dbał – zostały pochłonięte przez morze. Dziś jest to jeden z najbardziej bogatych w artefakty archeologiczny rejon świata. Odkopano tam tysiące cennych dla nauki przedmiotów: złote monety, całe domostwa, sklepy, beczki, cynowe naczynia, narzędzia, szczątki ludzie i zwierzęce a także – zabytkowy zegarek, który wskazywał godzinę o której się zatrzymał. Była to 11:43. Dokładnie wtedy zaczęło się trzęsienie ziemi, a morze porwało szczątki krwiożerczego walijskiego bohatera narodowego i zamknęło w swoich trzewiach.