Kapitan Henry Morgan był postrachem Hiszpanów, na których polował posiadając oficjalne zezwolenie Korony Brytyjskiej, tak zwany list kaperski, co oznaczało że Korona niejako wynajmowała usługi bandyty w celach wojennych. Dzięki temu piraci mogli zatrzymać zabrane łupy i nie groziły im ze strony brytyjskiej żadne konsekwencje.
Morgan porzucił naukę we wczesnych latach młodości, twierdząc że bardziej jest stworzony do szabli niźli do książek. W istocie – okazało się to prawdą. Choć być może, gdyby w tak szybki sposób nie zrezygnował z zapoznania się z literaturą – nabrałby wrażliwości, która nie pozwoliłaby mu na późniejsze brutalne czyny. Wojując z Hiszpanią bardzo szybko zyskał renomę zuchwałego, niezwyciężonego Korsarza, a gdy we władaniu brytyjskim znalazła się dzika wówczas wyspa Jamajki, bronił jej zaciekle przed najazdami Hiszpanów. W szeregach bukanierów trudno zresztą było znaleźć ludzi kierujących się dobrem bliźniego; ci szukający wolności zbiedzy interesowali się przede wszystkim złotem. Nie inaczej było w przypadku Morgana, którego niezaprzeczalna charyzma i magnetyczna osobowość szybko przyciągnęły do siebie wielu opryszków i łowców przygód. Stworzona w ten sposób flotylla siała postrach na wodach Morza Karaibskiego. Pod jego wodzą w pył obrócone zostały liczne wspaniałe miasta hiszpańskie, jego ludzie bez litości mordowali księży, rabowali, masowo gwałcili kobiety i w sposób okrutny obchodzili się z każdym, kto stanął na ich drodze. Przerażające opisy Alexandra Exquemelina – jednego z towarzyszy Morgana – ujawniły praktyki, które przyprawiają o dreszcze. Piraci palili hiszpańskich jeńców żywcem, wieszali za różne części ciała, czy zaciskali na twarzach sznury tak mocno, że z oczodołów wypadały gałki oczne.
Henry Morgan szturmował kolejne hiszpańskie miasta, nie pozostawiając obrońcom żadnych szans. Jego flota, złożona z dziesięciu okrętów, rzadko napotykała wystarczający opór. Wieść głosi, że gdy jedna z fortec zbyt długo próbowała stawić opór korsarzom, rozwścieczony Morgan kazał zebrać wszystkich jeńców wojennych w jednej izbie i wysadzić ją w powietrze. Uderzając na mury obronne, pędził przed swoimi ludźmi pojmanych księży i zakonników, wykorzystując ich jako żywe tarcze. W ten sposób padły u jego stóp: Puerto Principe, Porto Bello, Maracaibo i Gibraltar, a także Panama. Po powrocie na Jamajkę okazało się jednak, że list kaperski nie obejmował jego działań na Panamie, gdyż wojna się skończyła, o czym Morgana nie wiedział. Hiszpanie zażądali odszkodowania; ostatecznie skończyło się na areszcie domowym.
Z niewyjaśnionych powodów, cieszył się ten krwiożerczy korsarz ogromną sławą. Wielokrotnie odwiedzany przez angielskich arystokratów wzbudzał podziw i uznanie do tego stopnia, że w 1674 roku król nadal mu tytuł szlachecki i ustanowił wicegubernatorem Jamajki. Jak się okazało - nie był to zły polityk. Swoje umiejętności przywódcze, które w brutalny sposób ukazał podczas swoich podbojów, okazały się cenne dla rozwoju wyspy i Portu Royal. Jako zarządca starał się zażegnać problem piractwa, przyłożył się do rozwoju miasta i bezlitośnie zwalczał wszelkie bezprawie. Pod koniec życia, zupełnie strawiony chorobą alkoholową, miał ponoć błagać Boga o przebaczenie za swoje czyny. Pochowano go na cmentarzu w Port Royal.
Tam los okazał się jak zawsze sprawiedliwy: niewiele lat później jego szczątki – a także wspaniała stolica Jamajki, o którą tak dbał – zostały pochłonięte przez morze. Dziś jest to jeden z najbardziej bogatych w artefakty archeologiczny rejon świata. Odkopano tam tysiące cennych dla nauki przedmiotów: złote monety, całe domostwa, sklepy, beczki, cynowe naczynia, narzędzia, szczątki ludzie i zwierzęce a także – zabytkowy zegarek, który wskazywał godzinę o której się zatrzymał. Była to 11:43. Dokładnie wtedy zaczęło się trzęsienie ziemi, a morze porwało szczątki krwiożerczego walijskiego bohatera narodowego i zamknęło w swoich trzewiach.