Bogate wyposażenie na wieczny odpoczynek uważano zresztą za obyczaj pogański, toteż kiedy siostra Jagiełły, Aleksandra, swego męża Ziemowita Mazowieckiego ułożyła w płockiej katedrze na kosztownych tkaninach, i w pełnym rynsztunku rycerskim, to tuż po zakończonych uroczystościach, sam biskup z pomocnikami wszelkie kosztowności wyciągnęli z grobu i biednym rozdali. Opis uroczystego pogrzebu Kazimierza Wielkiego zostawił archidiakon gnieźnieński, który ceremonii się przyglądał i wszystko ze szczegółami zanotował. Tak więc po nabożeństwie za duszę króla, kondukt żałobny ruszył przez Kraków zatrzymując się przy ważnych kościołach. Na przedzie jechały 4 wozy żałobne, a każdy był przez cztery konie ciągnięty, za nimi 40-u rycerzy zbrojnych na rumakach przykrytych purpurą. Jedenastu rycerzy trzymało herby ziem polskich, a dwunasty chorągiew królestwa polskiego. Za nimi jechał rycerz, który miał wyobrażać zmarłego władcę, potem szło parami sześciuset ludzi z ogromnymi świecami w rękach i zgromadzenia zakonne śpiewające psalmy. Wreszcie duchowieństwo i królewskie mary wypełnione jedwabiem i złotogłowiem do rozdawania w kościołach. Następnie trzystu dworzan przybranych kirem, rozpaczających i płaczących wniebogłosy. Za nimi postępował nowy król Ludwik wraz z arcybiskupem i książęta. Idący przed marami człowiek rozdawał z wielkiej misy srebrne grosze, rzucając je garściami w tłum. Przy sobie miał dwóch ludzi dźwigających pełne worki monet i dosypujących je do misy, gdy zrobiła się pusta.
Grobowiec Kazimierza Wielkiego, mal. Jan Matejko
Kiedy cały orszak dotarł do katedry rozpoczęto mszę żałobną i dawano ofiary za duszę zmarłego. Dworzanie złożyli na ołtarzu monety, sukna i drogocenne materiały, 4 srebrne misy, kielichy. Przyprowadzono też najlepszego konia ze stajni królewskiej. Chorągwie przyniesione przez chorążych połamano, a kiedy to robiono zgromadzeni ludzie płakali i jęczeli z żałości.
W podobny sposób przebiegały uroczystości pogrzebowe Władysława Jagiełły. Długosz wspomina niezwykle wzruszającą mowę, wygłoszoną w języku polskim, przez słynnego kaznodzieję Pawła z Zatora, po której i senatorowie i rycerze mocno się spłakali.