10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Postapokalipsa w stylu retro: zagłada Ziemi w XX-wiecznej kinematografii

Apokalipsa, proroctwo szczególnego rodzaju dotyczące zdarzeń czekających człowieka w dniach ostatecznych, niegdyś przekazywane przez Boga wybranej jednostce ludzkiej, dziś staje się udziałem s

Kadr z filmu "Nazajutrz"/mat.pras.
Kadr z filmu "Nazajutrz"/mat.pras.
Apokalipsa, proroctwo szczególnego rodzaju dotyczące zdarzeń czekających człowieka w dniach ostatecznych, niegdyś przekazywane przez Boga wybranej jednostce ludzkiej, dziś staje się udziałem szerokiego odbiorcy. Od połowy XX w. w kulturze masowej wątek rozpadu dotychczasowego świata wdziera się w wiele dziedzin, nie tylko audiowizualnych.

Obecnie zagłada Ziemi i jej mieszkańców to bardziej przestroga wrażliwego, zaangażowanego społecznie artysty niż zapowiedź nieuniknionego. Choć oczywiście jedno nie wyklucza drugiego, ale dobrze jest mieć nadzieję, że najgorszy scenariusz jednak się nie ziści… A jak on wygląda w wyobraźni twórców nurtu szeroko pojętej science fiction? Od dziesięcioleci kształtuje się różnie i w zależności od aktualnego kontekstu czerpie inspiracje z bieżących zagrożeń cywilizacji. W jaki sposób w ostatnich dekadach przedstawiany jest świat, który się skończył? Proponuję skondensowany przegląd wybranych filmów wizualizujących ten temat.

Wizja zagłady

W latach powojennych to głównie zimnowojenny nastrój kształtował kreatywność umysłu i określał fabułę zarówno utworów literackich, jak też filmowych. W 1957 r. Nevil Shute w książce „Ostatni brzeg” w sposób bardzo sugestywny przedstawił jakże prawdopodobną wizję zagłady Ziemi po wojnie nuklearnej. Kameralna opowieść bez przemocy kreśli obraz świata czekającego na śmierć w wyniku wojny totalnej. Ówczesne realia Australii, kontynentu, który najdłużej opierał się skutkom konfliktu atomowego i czekał na radioaktywną falę, są tłem dla niespiesznej akcji i emocji grupy bohaterów, którzy poprzez rytuały dnia codziennego, takie jak m.in. sadzenie cebulek roślin, które mają zakwitnąć dopiero w następnym sezonie, odsuwają myśl o nieuchronności przedwczesnej śmierci. Na podstawie książki w roku 1959 powstał równie doskonały, ponadczasowy film w reż. Stanleya Kramera, który pokazuje, że skromne środki wyrazu potrafią często w sposób bardziej dobitny niż drogie efekty specjalne przedstawić opowieść, która z siłą objawienia zapada w pamięć odbiorcy. Film miał swój mniej udany remake w 2000 r., pokazujący jednakże odradzające się zainteresowanie tematem, który od początku wieku zaczyna wręcz masowo inspirować licznych twórców.


Nieco zbliżoną atmosferę i estetykę ma obraz z 1962 r. – „Dzień Tryffidów” (reż. Freddie Francis i Steve Sekely; scen. Philip Yordan i Bernard Gordon). Film jest również adaptacją książki pod tym samym tytułem autorstwa Johna Wyndhama, wydanej w 1951 r. Tym razem jednak zagłada przychodzi wprost z kosmosu, pozbawiając większość ludzkiej populacji wzroku, a jednocześnie umożliwiając rozpowszechnianie się agresywnych, mięsożernych roślin, obdarzonych zdolnością ruchu. Trudno nie odnieść wrażenia, że ta nowatorska fabuła dała podwaliny wielu późniejszym produkcjom z gatunku fantastyki, kreując nurt koncentrujący się na walce człowieka z obcymi, groźnymi gatunkami, jak też w zakresie stricte postapokaliptycznym, sytuującym ziemię i jej mieszkańców w pozycji ofiar dotkniętych katastrofą z kosmosu. „Dzień Tryffidów” daje też mocne podwaliny innemu działowi fantastyki – horrorowi.

Ponadczasowe fabuły

W 1968 r. zostaje zrealizowana pierwsza część historii, która na zawsze przejdzie do popkultury i za kilka dekad będzie miała swoje nowe odsłony. Mowa oczywiście o „Planecie małp” w reż. Franklina J. Schaffnera, będącej adaptacją powieści Pierre’a Boulle’a z 1963 r. Wizja świata rządzonego przez inteligentne małpy, które jakże łatwo popełniają ludzkie błędy, pokazuje siłę zła zakorzenionego w naturze człowieka. Kolejne części filmu powstają w latach 1970–1973. Rok później historia zostaje raz jeszcze ujęta w ramy serialu telewizyjnego. Ma również swoją wersję japońską. „Człowiek Omega” z 1971 r. (w reż. Borisa Sagala), dziś już niemal zapomniany obraz, porusza temat, który będzie obecny w kinematografii postapokaliptycznej przez kolejne dziesięciolecia – motyw wojny biologicznej lub zagłady spowodowanej nieumyślnym działaniem. Nie da się ukryć, że te pierwsze produkcje kreujące świat po apokalipsie, oprócz wykorzystania całkiem innego rodzaju środków artystycznego wyrazu, innych wzorców estetycznych, różni też wizerunek moralny jednostki ludzkiej. Nie tylko jej zresztą – nawet z tymi „złymi”, innymi, stworami z mrocznej przyszłości można czasem negocjować i niejednokrotnie odnaleźć w nich pierwiastek dobra. Mimo zagłady świata nie dokonała się totalna zagłada człowieczeństwa.

Z miast na pustkowia

W 1979 r. nikt jeszcze nie wiedział, że „Mad Max” doczeka się zarówno kolejnych części w ciągu przeszło trzech dekad, jak i wyznaczy całkiem nowy trend w kinematografii postapokaliptycznej. Mel Gibson, odtwórca głównej roli – policjanta – nie śnił zapewne, że zostanie nie tylko aktorem, ale też reżyserem i producentem filmowym. W obrazie George’a Millera, przedstawiającym Australię w nieokreślonej przyszłości, nie ma już nic z gasnącej elegancji „Ostatniego brzegu”. Nie ma dam i gentlemanów, a zamiast cichego dramatu odchodzącego starego świata jest zgiełk akcji w nowej, brutalnej rzeczywistości. Cywilizowane wnętrza zastąpiły pustkowia pokazane w długich ujęciach, które w kolejnych częściach będą przekształcały się w pustynne krajobrazy. Nie ma już niczego, co przypomina dawny, cywilizowany świat – przyroda wyparła architekturę. W tym kontekście równe 10 lat później powstał film „The Blood of Heroes”, przetłumaczony w Polsce na „Krew bohaterów”. Filmowe futurystyczne widowisko w reż. Davida Webba Peoples’a pokazuje Ziemię po wojnie atomowej. Totalna destrukcja znanego społecznego porządku i dotychczasowej struktury przestrzennej wprowadza widza w świat, w którym obietnica lepszego życia jest nierozerwalnie związana z brutalną grą przypominającą dawny futbol amerykański. Awans w sportowej rywalizacji jest jednocześnie obietnicą awansu społecznego do ekskluzywnej enklawy, w której przynajmniej materialnie funkcjonują wartości wyniesione z przedwojennego świata. Ten obraz znowu należy traktować jako prekursora nowej odmiany gatunku. Czy o nim myśleli m.in. twórcy współczesnego tryptyku „Igrzyska śmierci”? Tak czy inaczej motyw ogromnego rozwarstwienia społecznego i wywalczonego z poświęceniem awansu do „lepszego świata”, czy to poprzez bezpośrednią walkę, czy udział w rywalizacji, do dziś jest jednym z najważniejszych wątków w kinie postapokaliptycznym. Te pierwsze produkcje mają wiele wspólnych cech, które zatarły się w kolejnych dekadach kinematografii spod znaku fantastyki. „Krew bohaterów” otwiera jeszcze jedną furtkę dla kontynuatorów gatunku: kreuje nowy paradygmat kobiety – wojowniczki.

We wczesnych latach 80. Nicholas Meyer jeszcze raz oswaja społeczne lęki zimnej wojny i w stylu „Ostatniego brzegu” opowiada w bardzo realistyczny sposób o wojnie pomiędzy Związkiem Sowieckim a USA. Mowa o filmie „Nazajutrz” z 1983 r. – znamienne, że dwie dekady później Roland Emmerich realizuje inny film o zagładzie Ziemi pod tym samym tytułem. Jednakże nowy obraz pokazuje dobitnie inną przyczynę zniszczenia świata. Katastrofa klimatyczna stanowi najpopularniejszy wątek w kinematografii postapokaliptycznej XXI w. Ale to już materiał na całkiem inną opowieść. 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#planeta małp #igrzyska śmierci #nazajutrz #zagłada #Apokalipsa #kinematografia #kino

Katarzyna Kasjanowicz