W 1703 roku w Bastylii zmarł człowiek uważany za jedną z najbardziej tajemniczych postaci w historii, temat ciągnących się do tej pory detektywistycznych śledztw historyków: więzień, którego twarz przez cały czas trwania niewoli, ponad trzydzieści lat, ukryta była za żelazną maską. Czemu został skazany na taki los? Kim był i dlaczego nie pozwolono na odkrycie tej tajemnicy? Do tej pory nie znamy odpowiedzi na te pytania.
Nie ulega wątpliwości, że w roku 1669 do francuskiego więzienia na wyspie Świętej Małgorzaty trafił tajemniczy skazaniec o nieznanej tożsamości. Źródła podają, że więzień nazywał się Eustachy Dauger, jednak historycy nie są zgodni, czy było to jego prawdziwe nazwisko. Pewnym jest, że został objęty specjalnym nadzorem, a pilnować go mógł jedynie jeden strażnik: Bénigne Dauvergne de Saint-Mars.
Ta wyjątkowa okoliczność, a także oczywiście fakt, że tożsamość mężczyzny skrywana była za osłoną z żelaza, pozwoliły pobudzić wyobraźnię badaczy i historyków. Już wówczas pojawiło się setki teorii, hipotez i domysłów. Historie te dodatkowo znalazły swoje ujście i spopularyzowały się w sztuce: od powieści Aleksandra Dumasa „Wicehrabia de Bragelonne” po adaptację filmową „Człowiek w żelaznej masce” z 1998 roku. Zarówno w filmie jak i książce tożsamość tajemniczego mężczyzny okazuje się należeć do brata bliźniaka panującego w tamtym okresie Ludwika XIV. Wolter - który także interesował się tą sprawą - również był podobnego zdania, choć w jego mniemaniu mężczyzna nie był bliźniakiem, a jedynie bratem z nieprawego łoża. Skazując go na taki los, król być może chciał uniknąć pomówień i obrazy rodziny.
Inna teoria głosi, że za maską skryty był prawdziwy, biologiczny ojciec Ludwika XIV. Nie jest tajemnicą, że Ludwik XIII oraz Anna Austriaczka bardzo długo starali się o dziecko; wydaje się więc prawdopodobnym, że w celu utrzymania rodu skorzystano z usług „surogata”, którego ostatecznie należało „uciszyć” i pozbawić tożsamości, by nikt nigdy nie dowiedział się o tym fakcie.
Najnowsze badania, przeprowadzone przez historyka prof. Paula Sonnino, zabierają jednak trochę tajemniczości tej sprawie i sprowadzają ją na bardziej konkretne tory. Soninno uważa, że odpowiedź na to pytanie nigdy nie była zwyczajnie prosta i dlatego niepotrzebnie takiej szukano; była skomplikowana, zagmatwana i nieoczywista, i przez to tak trudna do odkrycia. Według Sonnino więzień w istocie nazywał się Eustache Dauger, a rzekoma maska wcale nie była wykonana z żelaza, a tkaniny. Dauger był kamerdynerem, choć nie wiadomo czyim i dlaczego został skazany. Może mieć to związek z wszelakimi dworskimi intrygami i spiskami; Dauger w źródłach historycznych zapisany jest jako jeden z uczestników afery trucicielskiej, podczas której o uprawianie magii i trucie oskarżono paręset ludzi z bliskiego otoczenia Ludwika XIV. Być może Dauger powiedział coś za dużo i został za to ukarany?
Niezależnie jednak od tego jakich odpowiedzi udziela współczesna nauka i najnowsze badania, człowiek w żelaznej masce pozostanie jedną z największych tajemnic historii. Jedynymi osobami, które ujrzały twarz tego nieszczęśnika byli ludzie wchodzący w skład komisji sędziowskiej. Niestety, wszyscy oni niedługo potem zaginęli w niewyjaśnionych okolicznościach, zostawiając przyszłe pokolenia z zagadką, która prawdopodobnie nigdy nie zostanie rozwiązana.