Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Tobie, Polsko, tych naszych serc bicie

Przez ponad sto lat Polacy w Wielkopolsce pozbawieni własnego państwa, poddani władzy najpierw Prus, a potem Niemiec, byli de facto obywatelami drugiej kategorii, często traktowani z pogardą i poniżani, zmuszani do wyrzekania się wiary, języka i tożsamości, pozbawiani praw i własności. Aż wreszcie przyszedł rok 1918 i Wielkopolanie z bronią w ręku wytłumaczyli pełnym pychy Niemcom, przekonanym o swej cywilizacyjnej wyższości, co oznaczają słowa „Mazurka Dąbrowskiego”: „Przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę, będziem Polakami”.

FOT. NAC

Latem 1914 roku niemal wszyscy witali wojnę z entuzjazmem, jak orzeźwiającą burzę po długotrwałej, nieznośnej duchocie. Trzy lata później wszyscy byli przerażeni hekatombą dokonującą się na wszystkich frontach, nędzą i głodem ludności cywilnej, lecz nikt z polityków i wojskowych nie umiał zaproponować możliwej do przyjęcia dla walczących stron formuły zakończenia zmagań. Wtedy nadeszła też straszna rewolucja, gdy masy ludowe – niestety nazbyt często sterowane przez ideologów komunistycznych – próbowały brać swój los we własne ręce. Lecz był to również czas, gdy narody ujarzmione przez mocarstwa upomniały się o swą godność, podmiotowość i wolność. W grudniu 1918 roku uczynili to Wielkopolanie.

 Dni listopadowe
Dwa dni po bolszewickim zamachu stanu w rosyjskim Piotrogrodzie na ulice Berlina wyszli zrewoltowani robotnicy i żołnierze. Wedle sprawdzonego modelu zaczęli tworzyć rady robotnicze i żołnierskie, szykując się do rewolucyjnego przejęcia władzy. Również 9 listopada na wielkim wiecu przed Reichstagiem socjaldemokrata Philipp Scheidemann – uprzedzając komunistów – ogłosił koniec Cesarstwa i przekształcenie II Rzeszy Niemieckiej w państwo demokratyczne. Kolejnego dnia cesarz Wilhelm opuścił terytorium Niemiec i poprosił o azyl w neutralnej Holandii. Tam ogłosił swą formalną abdykację z obu tronów: królewskiego pruskiego i cesarskiego niemieckiego.

Dzień 11 listopada dopiero się zaczynał, w Compiègne dobiegała godzina piąta, gdy delegacja niemiecka przybyła na rozmowy o zawieszeniu broni. Niemcy zapytali marszałka Ferdynanda Focha, czy ma dla nich jakieś propozycje. Ten miał odpowiedzieć, że nie ma dla nich żadnej oferty i że alianci z satysfakcją będą kontynuować ofensywę. Dopiero wtedy Niemcy zrezygnowali z buty i pokornie poprosili o rozejm. 

Wytrwaliśmy wiek przeszło
Tego samego dnia w Warszawie żołnierze POW rozpoczęli masowe rozbrajanie Niemców, komendant Piłsudski objął władzę nad wojskiem, a w Poznaniu odbył się gigantyczny wiec, w czasie którego ogłoszono powstanie Rady Robotników i Żołnierzy.  Rada jeszcze tego samego dnia przejęła władzę z rąk niemieckich: mianowała Witolda Celichowskiego pierwszym polskim prezesem rejencji poznańskiej, zaś Jarogniewa Drwęskiego pierwszym polskim burmistrzem Poznania. Jednak sytuacja wciąż była niejasna: wprawdzie setki i tysiące żołnierzy niemieckich opuszczały Wielkopolskę, wracając do domów w głębi Rzeszy, lecz armia niemiecka na wschodzie wciąż liczyła grubo ponad milion żołnierzy. Dlatego chociaż prasa poznańska tryumfalnie ogłaszała: „Państwo, w którem rządzili bezpodzielnie nieomal samodzierżca-monarcha i silne jego narzędzia: żandarm i policyant pruski, w państwie, gdzie każdy był numerem albo mundurem, to państwo pruskie, to ucieleśnienie militaryzmu, zwaliło się w gruzy”, to jednocześnie pełna była apeli o spokój i rozwagę: „Nie zawsze jednak pośpiech jest na miejscu. Przysłowie powiada: »Co się zwlecze, nie uciecze!«, czyli »Spiesz się powoli«. Nie uciecze nic, co nam słusznie się należy. Jutro przyniesie nam już może słuszny wymiar sprawiedliwości. Odczekaliśmy i wytrwaliśmy w trudniejszych warunkach wiek przeszło! Wytrwajmy w spokoju ostatnie jeszcze godziny. Hasłem dzisiaj zatem: Cierpliwości!”. Poznaniacy czekali zatem cierpliwie na wyniki szczegółowych negocjacji aliantów z Niemcami, bowiem tekst rozejmu z Compiègne – który zresztą obowiązywać miał pierwotnie do 17 grudnia – sprawę polską poruszał nader ogólnikowo.  

Cierpliwie i dokładnie
Cierpliwie, to nie znaczy bezczynnie: 12 listopada powstał Komisariat Naczelnej Rady Ludowej, w którym główne role odgrywali Wojciech Korfanty, niezwykle energiczny ksiądz Stanisław Adamski i Władysław Seyda. Komisariat NRL utrzymywał bliski kontakt z paryskim Komitetem Narodowym Polskim, na którego czele stał Roman Dmowski, a który uznawany był przez aliantów za reprezentanta przyszłego – choć własnym czynem zbrojnym już tworzonego – państwa polskiego. NRL, ufająca w siłę argumentów i umiejętności dyplomatyczne Romana Dmowskiego, koncentrowała się na działaniach politycznych. 3 grudnia zebrał się w Poznaniu Sejm Dzielnicowy, a akt ten tak opisywał „Dziennik Sejmowy”: „Dnia tego oczekiwaliśmy, ufni w zwycięstwo koalicji, w zwycięstwo sprawiedliwości boskiej i konieczności dziejowej – w zwycięstwo Wolności nad mocarstwem na żelazie, gwałcie i bezprawiu wzniesionem, nad mocami piekła”.

Także wielkopolscy Niemcy nie czekali na rozwój wypadków z założonymi rękoma: urządzali masowe demonstracje przeciągające ulicami wielkopolskich miast ze śpiewem „Deutschland, Deutschland über alles…”. Władze centralne nowej republiki niemieckiej ani myślały rezygnować z bogatych ziem polskich i wysyłały w Poznańskie oddziały wojennych weteranów nazwane dla niepoznaki Strażą Graniczną (Grenzschutz). Dopuszczały się one aktów przemocy i prowokacji wobec Polaków. Cel był oczywisty: przedstawić Polaków jako agresorów występujących przeciwko przygotowywanym przez aliantów planom urządzenia powojennego świata. Zwycięzcy bowiem wcale nie byli zgodni w poglądach na przyszłość Niemiec: Francja, pragnąca maksymalnego ich osłabienia, wspierała polskie aspiracje i roszczenia, Wielka Brytania już zaczęła obawiać się wzrostu potęgi zwycięskiej Francji i pragnęła zachować silne Niemcy jako przeciwwagę. Za brytyjską politykę „balance of power” płacić miała Polska. 

Wielkie dni grudniowe
„Jeśli chcesz pokoju, gotuj się do wojny” – oczekując na rozstrzygnięcia dyplomatyczne, Polacy zaczęli organizować paramilitarne Straż Ludową i Służbę Straży Bezpieczeństwa, intensywne przygotowania do wystąpienia zbrojnego czyniła Polska Organizacja Wojskowa, z kapitanem Stanisławem Taczakiem na czele. Żołnierze POW wykradali z arsenałów niemieckich broń, najbardziej przedsiębiorczym oddziałkiem „włamywaczy” dowodził Stanisław Nogaj. Napięcie narastało. Roman Wilkanowicz, wydawca pisma „Druh”, pisał:

Czemu rwą się tak prężne ramiona,
Samsonową wzbierając wciąż mocą.
Jakieś Orły się w górze trzepocą,
jakaś myśl się w nas rodzi szalona.
Za dzień jeden, za moment, za chwilę,
Coś się stanie, coś się w gruzy zwali,
Może ziemia się żarem rozpali,
Może słońce rozpadnie się w pyle – 
Za dzień jeden, za moment, za chwilę. (...)

W grudniu do Gdańska przypłynął – powołany na premiera koalicyjnego rządu polskiego – wielki pianista i patriota Ignacy Jan Paderewski. Wymknął się Niemcom próbującym wsadzić go do pociągu do Warszawy i pojechał do Poznania, dokąd dotarł 26 grudnia po południu. Na dworcu i ulicach przylegających czekał na niego tłum Polaków. Poznań zakwitł biało-czerwonymi flagami, transparentami, kokardami, chorągiewkami i szarfami. Następnego dnia premier Paderewski przemówił z balkonu hotelu Bazar do 50-tysięcznej rzeszy Polaków. Wściekli Niemcy zaczęli zrywać polskie i alianckie flagi, demolować polskie sklepy i mieszkania. Pod budynkiem prezydium policji pruskiej padły pierwsze strzały. Nogaj zarządził rozdanie broni ochotnikom, po czym poprowadził atak na prezydium. Tam padł Franciszek Ratajczak, pierwszy poległy żołnierz powstania. 

W ciągu kilku dni w ogniu stanęła cała Wielkopolska, od Międzychodu i Zbąszynia na zachodzie, po Kępno i Kruszwicę na wschodzie, od Rawicza na południu, po Piłę i Bydgoszcz na północy. 
Z Poznania Niemców wyparto do 6 stycznia, a symbolicznym końcem ich panowania było usunięcie z wieży poznańskiego ratusza niemieckiej korony cesarskiej. Bielą zajaśniał nad miastem Orzeł. 
Ostatnim bastionem niemieckiego oporu w Poznaniu było lotnisko Ławica. Powstańcy zdobyli na nim kilkanaście gotowych do lotu maszyn, ponad 200 płatowców w magazynie. Niesieni zapałem powstańcy grozili, że wykorzystają zdobyte samoloty do przeprowadzenia ofensywy lotniczej i zbombardują Frankfurt. Samoloty z Ławicy stały się zalążkiem polskich sił powietrznych. 

Ciężkie walki trwały do 16 lutego 1919 roku, gdy weszło w życie kolejne przedłużenie rozejmu z Compiègne, tym razem obejmujące również front wielkopolski. 
Konferencja pokojowa w Wersalu uznała cenę krwi poniesioną przez powstańców i 28 czerwca przyznała Polsce wszystkie zdobyte tereny, a także miasta, których mimo ciężkich walk zdobyć się nie udało: Leszno, Rawicz, Zbąszyń i Kępno.

Cena wolności
Każda miłość wymaga ofiar i poświęceń. Zwłaszcza miłość do Ojczyzny i wolności. Ofiarność materialna mieszkańców Wielkopolski była olbrzymia: 348 mln marek niemieckich, 10 mln rubli i 1,5 mln koron austro-węgierskich. Na potrzeby wojenne przekazano kilkaset tysięcy obrączek, pierścionków i innych wyrobów ze srebra i złota. I ofiary największe: w czasie walk o wyzwolenie Wielkopolski poległo i zmarło w trakcie służby – z ran oraz chorób – 2261 powstańców, 116 nie miało jeszcze 18 lat. Wiele o zaciętości walk mówi fakt, że nigdy nie udało się ustalić miejsc pochówku ponad 400 żołnierzy, a 136 określonych jest w wykazach jako N.N. Skrót ten oznacza łaciński zwrot „nomen nescio”, czyli „nieznanego imienia”. Dobrze, że da się go też przetłumaczyć jako „nomen nominandum”, czyli „imię, które powinno być przywołane”. Kiedy wspominamy chwalebny czyn Wielkopolan i ich wielki wkład w dzieło odzyskania niepodległej Polski, winniśmy ze szczególną czcią przypominać tych, którzy wolnej Ojczyźnie oddali to, co mieli najcenniejszego – własne życie, a ich jedyną nagrodą był metr kwadratowy polskiej, wolnej już ziemi i bezimienny krzyż.

Zachęcamy do przeczytania dodatku historycznego Wielkopolskie Zwycięstwo, który ukazał się na łamach tygodnika "Gazeta Polska" 22 grudnia. Partnerem dodatku jest Enea S.A.

 



Źródło: Gazeta Polska

redakcja