W starożytności przyjął się zwyczaj świętowania końca zimy i nadejścia wiosny, co zwykle przejawiało się ucztami, tańcami i… obżarstwem. W Polsce pierwsze wzmianki o „tłustym święcie” pochodzą z XIII wieku, a według Zygmunta Glogera słowo „karnawał” pochodzi z języka włoskiego i znaczy tyle, co „pożegnanie z mięsem”. Końcówkę karnawału rozpoczynał więc mięsopustny czwartek, po nim obchodzono smalcową niedzielę, błękitny poniedziałek i ostatni wtorek. Trzy ostatnie dni zapustne zwane były „kusymi” czyli „diabelskimi”. Przebierano się z tej okazji za Żydów, Cyganów czy dziadów. Równie popularne były przebrania zwierząt takich jak turonie, niedźwiedzie czy wilki. Grzegorz z Żarnowca pisarz i kaznodzieja kalwiński narzekał: „większy zysk czynimy diabłu trzy dni mięsopustując, aniżeli Bogu czterdzieści dni nieochotnie poszcząc”.
Dodać trzeba, iż przesąd głosił, że jeśli ktoś nie zjadł pączka to grozi mu kiepski rok, więc lepiej nie wymigiwać się od tego obowiązku.