10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Przeor Kordecki – niezłomny obrońca Jasnej Góry

„Kordecki jest jednym z tych ludzi, których Opatrzność zsyła od czasu do czasu jako wzory dla następnych pokoleń. Nigdy idea polska nie znalazła równie pełnego wcielenia jak w nim. Późniejsi bohaterowie zachowują niektóre rysy tego charakteru, którego on był pierwowzorem. Uczuciowość Jana Kazimierza, wiara Sobieskiego, prostota Kościuszki przypominają nam stale księdza przeora. Oto jest charakter słowiańsko polski: prostota, skromność i zapał…” – tak o przeorze Jasnej Góry z czasów szwedzkiego „potopu” pisał nasz wieszcz Adam Mickiewicz.

Trudno zrozumieć, co skłoniło Szwedów do próby zajęcia klasztoru jasnogórskiego. Była to spora twierdza, łatwa do obrony, trudna do zdobycia, położona blisko granicy z cesarskim Śląskiem, gdzie schronił się Jan Kazimierz z dworem, senatorowie, biskupi i urzędnicy. Było więc zatem sporo powodów taktycznych i strategicznych, by obsadzić ją szwedzką załogą. Powód drugi, czyli zamiar „przetrząśnięcia skarbca mnichom”, nie jest tak oczywisty: cóż znaczy te kilkadziesiąt tysięcy talarów czy nawet dukatów, gdy właśnie w ręce szwedzkie wpadło niemal całe bogate państwo. Szwedzi – protestanci, nie uznający Matki Bożej – nie zdawali sobie wystarczajaco sprawy ze znaczenia cudami słynącego obrazu. Sądzili, że łatwe i szybkie zajęcie Jasnej Góry ujdzie niezauważone w ogólnym zamęcie. Może też skrycie liczyli, że upadek sanktuarium będzie ciosem ostatecznym, odebraniem ostatniej nadziei nielicznym polskim patriotom. Nie docenili siły naszej pobożności, a zwłaszcza nie docenili osoby przeora klasztoru, ojca Augustyna Kordeckiego. On zaś znał lepiej swój naród i zrozumiał, jaką rolę ma do odegrania. Sienkiewicz w usta przeora Kordeckiego wkłada takie oto słowa:

Nie własną siłą on tę Rzeczpospolitą podbił, sami jej synowie do tego mu dopomogli; ale jakkolwiek naród nasz nisko upadł, jakkolwiek w grzechu brodzi, to przecie i w grzechu samym jest pewna granica, której nie śmiałby przestąpić. Pana swego opuścił, Rzeczypospolitej odstąpił, ale matki swej, Patronki i Królowej, czcić nie zaniechał. Szydzi z nas i pogardza nami nieprzyjaciel pytając, co nam z dawnych cnót pozostało. A ja odpowiem: wszystkie zginęły, jednak coś jeszcze pozostało, bo pozostała wiara i cześć dla Najświętszej Panny, na którym to fundamencie reszta odbudowaną być może”.

W 1655 roku Augustyn (Klemens) Kordecki ma 52 lata – nabył zatem mądrości życiowej i zachował dość sił by z niej korzystać. Absolwent szkół jezuickich w Kaliszu i Poznaniu, w 1633 roku wstąpił do zakonu paulinów. Swą głęboką pobożnością idącą w parze z umiejętnościami administracyjnymi zdobył uznanie współbraci: wybierano go przeorem pięciu klasztorów, jasnogórskiego – sześciokrotnie. O. Kordecki od początku szwedzkiej inwazji nie miał złudzeń co do prawdziwych intencji kryjących się za szwedzkimi deklaracjami o pomocy i współpracy przeciwko wspólnym wrogom. Już w sierpniu zaczął przygotowania do stawienia czynnego oporu: zarządził naprawę murów, sprowadził z Krakowa nowe działa w liczbie 12, powiększył załogę, zapasy żywności oraz broni. Wreszcie, w najgłębszej tajemnicy ukrył cudowny obraz w klasztorze na Śląsku, zastępując go kopią. Jednocześnie prowadził grę dyplomatyczną pisząc pokorne, poddańcze nawet, listy do szwedzkiego króla i jego marszałków, zabiegając o gwarancje bezpieczeństwa z pełną świadomością, że potrzebuje czasu na przygotowanie się, bo walka i tak nadejdzie. Wreszcie 18 listopada pod klasztorem, na czele dwutysięcznego korpusu pojawił się specjalista od zdobywania twierdz, generał Burchard Müller von der Lühnen.

Ojciec Kordecki wraz ze 160 żołnierzami wspieranymi przez zakonników i garstkę szlachty stawiał czoła artyleryjskim szturmom, prowadził negocjacje, pod rozmaitymi pretekstami prosił o rozejmy, bił Müllera w boju i łudził go możliwościami ustępstw. Wiedział bowiem, że każdy dzień jest cenny, że potrzeba czasu, by olbrzymia Rzeczpospolita obudziła się z letargu i powstała przeciwko tym, którzy podnieśli rękę na jej największe świętości.

Gdy 27 grudnia odchodziły wojska Müllera spod Jasnej Góry, opór przeciwko szwedzkiemu panowaniu był już powszechny i z każdym dnie potężniejszy. I to było dzieło ojca Kordeckiego – odrzucił godność biskupią, która go chciano obdarzyć już po zwycięstwie, odmawiał zaangażowania się w politykę (w czasie rokoszu Lubomirskiego). Zmarł tak, jak żył: 20 marca 1673 roku, jako prowincjał wizytował klasztor w Wieruszowie, zasłabł modląc się ze współbraćmi, oddał duszę Bogu o godzinie szesnastej.

 



Źródło: Tygodnik GP

#obrona Częstochowy #Jasna Góra #przeor Kordecki #Szwedzi

Tomasz Panfil