Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Państwo Ponurej Anegdoty

Jedną z najmocniejszych literacko-reporterskich wizji piekła nadciągającego wraz z bolszewikami w 1920 roku, jest napisane przez Eugeniusza Małaczewskiego opowiadanie „Koń na wzgórzu”. Jeden z najzdolniejszych poetów i pisarzy pokolenia wchodzącego w dorosłość w dobie Wielkiej Wojny zmarł bardzo młodo, w kwietniu 1922 roku. Jeszcze w II RP mówiono o nim, że jest twórcą „zapomnianym”. To, co pisał Małaczewski wynikało z jego osobistych doświadczeń i zetknięcia z potwornościami Związku Sowieckiego, kraju, który nazwał w swym opowiadaniu „Państwem Ponurej Anegdoty”.

Sowiecki plakat propagandowy z 1920
Sowiecki plakat propagandowy z 1920
Stepan Mukharsky - wikipedia

„Koń na wzgórzu” to opowiadanie wstrząsające, a jednocześnie obnażające to, czym de facto był bolszewizm, zagrażający w roku 1920 nie tylko Polsce, ale i całej Europie. Osiemnasta z najważniejszych bitew świata (jej miejsce na liście lorda d’Abernona nie oznacza „ważności”, lecz wynika z chronologii) stanowiła batalię kluczową zarówno dla losów państwa polskiego, jak i całego obszaru cywilizacji łacińskiego Zachodu. Wielu mieszkańców owego „Zachodu” zarówno wtedy, jak i dzisiaj, nie zdawało sobie w ogóle sprawy z tego, jaka to barbarzyńska dzicz nadciąga ze Wschodu. W wojnie polsko-bolszewickiej istniał więc nie tylko ten niezmiernie ważny aspekt dotyczący „być albo nie być” państwa polskiego, jako takiego, ale też ten dotyczący bezpieczeństwa obywateli świeżo odbudowywanej po ponad wiekowej niewoli Polski. Nie bez kozery za PRL-u Małaczewski trafił do znakomitego grona przedwojennych pisarzy wtrąconych przez cenzurę w faktyczny niebyt za pomocą zakazu druku. Pojawiał się jedynie w pisanych, w zjadliwy sposób przez „literaturoznawców”, pamfletach na „burżuazyjną” przedwojenną literaturę. Zajmował w nich miejsce obok takich znakomitości pióra, jak Zofia Kossak-Szczucka, Juliusz Kaden-Bandrowski, czy Ferdynand Goetel. Przyczyna była oczywista – ów pisarz o wrażliwości poety piszącego prozą, miał olbrzymi literacki talent, a jednocześnie pisał rzeczy mocno osadzone w rzeczywistości, reporterskie, quasi autobiograficzne, opisujące istotę bolszewizmu.

Odsiedziało się w więzieniach…

Eugeniusz Małaczewski, urodzony w okolicach Humania, najprawdopodobniej w roku 1897, jako młodzieniec trafił w szeregi rosyjskiej armii i poznał „uroki” wojny najpierw z tej perspektywy. Przemierzył wraz z armią rosyjską bezkresne połacie imperium, trafił pod koło podbiegunowe, a w jednej z bitew uległ zatruciu gazami bojowymi. Przeżył. Ale to był zaledwie początek wojennej epopei. Po wybuchu rewolucji w 1917 roku zaciągnął się do polskiego I Korpusu pod dowództwem gen. Józefa Dowbor-Muśnickiego. Trafiał do sowieckiej niewoli, uciekał z niej kilkakrotnie, zaliczając nawet wyrok śmierci, którego uniknął, lecz który tkwił w jego pamięci i przyniósł literacki efekt w postaci opowiadania „Tam, gdzie ostatnia świeci szubienica”. W latach 1918-1919 bił się z bolszewikami na dalekiej północy, w oddziale tzw. Murmańczyków. Tak podróż na północ Rosji wspominał: „Na Murman dostałem się niełatwo. Wpierw odsiedziało się we wszystkich więzieniach miejskich, jakie są po drodze od Jarosławia do Archangielska. Spacerowało się po ulicach pod „widelcami” (czyli bagnetami – przyp. TŁ). Było się pod sądem wojennym, sądem polowym. Poznało się całą, rzeczywiście bardzo mądrą i sprężystą administrację policyjną Sowietów. Było się w końcu skazanym na rozstrzelanie. Ale krętactwo, do któregom przypatrzył się za młodu w kancelarii mecenasów, wybawiło mnie z tych opresyj”. Znać choćby i po tym fragmencie lekkie, trochę kpiąco-sowizdrzalskie pióro Małaczewskiego. Gdyby żył dłużej mógłby bez wątpienia, z takim poetyckim talentem, stać się jednym ze Skamandrytów. Ciekawe zresztą, jak by się potoczyły jego losy, gdyby nie śmierć, która przyszła do niego tak szybko. Może by się stał jednym z najbardziej znanych twórców II RP? Może wraz z Wierzyńskim i Lechoniem wyemigrowałby do USA w czasie II wojny światowej? Kto wie? Niestety, w 1922 roku zabiła go gruźlica, której nabawił się jeszcze zapewne w Sowietach.

 

Cały artykuł Tomasza Łysiaka można przeczytać w tygodniku GP

 



Źródło: tygodnik GP

#wojna polsko-bolszewicka #1920 rok #Małaczewski

Tomasz Łysiak