Mam tylko jeden postulat do przyszłego prezydenta Warszawy, niezależnie kto nim będzie: wyrzucić natychmiast Tomasza Thuna-Janowskiego, dyrektora Biura Kultury - napisał Stefan Laudyn, dyrektor Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Zdaniem Laudyna, zięć pani europoseł Róży Thun "jest kwintesencją zjawiska", które pozwolił sobie nazwać "rozpasanym urzędnictwem" i odznacza się wyjątkową... arogancją.
Po liście otwartym dyrektora Warszawskiego Festiwalu Filmowego w sieci dosłownie zawrzało - zarówno ze względu na treść listu, jak i jego formę:
Drogi Widzu Warszawskiego Festiwalu Filmowego, w poprawnych politycznie publikacjach pewnie pojawiła się albo wkrótce się pojawi, forma "Droga Widzko". Ale u nas jeszcze nie.
- zaczął Laudyn swój list. Samo to wystarczyło, by oburzyć środowiska feministyczne. Głos w sprawie "skandalicznego listu" zabrały m.in. Kobiety Filmu:
Widzki stanowią ponad 52 procent publiczności kinowej – czy na pewno jest to grupa, którą WFF chce ignorować i lekceważyć?
- pytają w oświadczeniu opublikowanym na Facebooku.
Dalej jest jednak jeszcze ciekawiej - Stefan Laudyn nawiązuje do trwającej kampanii przed wyborami samorządowymi, których data zbiega się z zakończeniem Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Z tej okazji dyrektor imprezy pozwolił sobie na apel w sprawie... Tomasza Thuna-Janowskiego, dyrektora Biura Kultury Urzędu m. st. Warszawy (a prywatnie zięcia europoseł Platformy Obywatelskiej Róży Marii Barbary Gräfin von Thun und Hohenstein):
W niedzielę 21 października, w ostatni dzień tegorocznego Festiwalu, odbędą się wybory samorządowe. Jako dyrektor Warszawskiego Festiwalu Filmowego mam tylko jeden postulat do przyszłego prezydenta Warszawy, niezależnie kto nim będzie: wyrzucić natychmiast Tomasza Thuna-Janowskiego, dyrektora Biura Kultury
- napisał Klaudyn. Jak argumentuje swój apel?
Dlaczego nawołuję do odwołania dyrektora Thuna-Janowskiego? Bo jest kwintesencją zjawiska, które pozwoliłem sobie nazwać "rozpasanym urzędnictwem". Pracuję dla Warszawskiego Festiwalu Filmowego od ponad 30 lat. Spotykałem na swej drodze dziesiątki czy setki urzędników różnego szczebla, ale nawet za głębokiej komuny, w czasach, gdy zanim jeszcze prezentowane publicznie teksty, scenariusze, itp. trafiły do Okręgowego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk (czyli do cenzury), najpierw trzeba było uzyskać pozwolenie na zorganizowanie imprezy kulturalnej właśnie z Urzędu Miasta. I żaden tamtejszy urzędnik nie reprezentował takiego poziomu arogancji, na który wzniósł się pan Thun-Janowski.
- wyjaśnia w rozmowie z wp.pl.
Cóż, do arogancji elit III RP i jej spadkobierców zdążyliśmy już przywyknąć. Ciekawszy wydaje się zarzut dotyczący "cenzury". Czyżby Tomasz Thun-Janowski stosował tzw. podwójne standardy? Przecież nie tak dawno zachwycał się "Klątwą" w Teatrze Powszechnym, uważając ją za spektakl "wspaniały i ważny", a jego kolega z warszawskiego ratusza, rzecznik Bartosz Milczarczyk zapewniał w rozmowie z Niezalezna.pl, że "nie jest rolą samorządów, aby zajmować się recenzowaniem czy cenzurą prewencyjną wolności artystycznej". To jak to w końcu jest, panowie?