Projekt Dni Paderewskiego w Nowym Jorku stał się okazją do spotkania społeczności polonijnej z prof. Adamem Wibrowskim w Polskim Instytucie Naukowym (PIN). Inicjator przedsięwzięcia nazwał wybitnego pianistę i polityka fenomenem sceny i życia publicznego w Ameryce.
Wibrowski, pianista, członek międzynarodowych stowarzyszeń muzycznych promujących Paderewskiego na świecie i znawca jego twórczości koncentrował się na działalności wirtuoza, polityka i filantropa w USA, a zwłaszcza w Nowym Jorku.
Pierwsze i ostatnie kroki Paderewskiego w Ameryce wiążą się z Nowym Jorkiem. Obejmuje to okres półwiecza. Do tego miasta właśnie najpierw przyjechał i tu zmarł. Rozpoczynał stąd 20 tras koncertowych. Była to jego brama wejściowa do Stanów Zjednoczonych
– powiedział Polskiej Agencji Prasowej pomysłodawca i dyrektor projektu przygotowanego z okazji 100. rocznicy niepodległości Polski.
Wibrowski zwrócił uwagę na wkład pianisty w życie kulturalne i społeczne miasta Nowy Jork. Szły za tym - jak zauważył - nie tylko muzyczne sukcesy, ale też kontakty z elitą ówczesnej arystokracji, wybitnymi przemysłowcami, bankowcami i w pewnym sensie politykami, chociaż te ostatnie miały miejsce głównie w Waszyngtonie.
Jak przypomniał Wibrowski, Paderewski grał w nowojorskich salach koncertowych m.in. Carnegie Hall i Madison Square Garden. Zmarł w roku 1941 w hotelu Buckingham na Manhattanie, który 11 listopada 2013 roku został przemianowany na hotel Queen.
Jak zauważył znawca działalności Paderewskiego, napis na pozostawionej w budynku tablicy pośmiertnej wirtuoza i męża stanu, głosi, że wpłynął on w dużym stopniu na życie kulturalne miasta.
Paderewski był najbardziej jaśniejącą gwiazdą polskiej kultury muzycznej w Ameryce przez pół wieku. Uszlachetniał obraz naszego kraju w momencie, kiedy jeszcze nie istniał on na mapie. Był jutrznią na czarnym niebie historii
– akcentował Wibrowski.
Zwrócił uwagę, że Paderewski podjął niezwykle mądry i przemyślany plan działania lobbystycznego wśród amerykańskich przywódców politycznych oraz elity finansowej. Podczas ok. 300 koncertów i przemówień z charyzmą mobilizował społeczność polonijną i amerykańską do pomocy zarówno dla tworzącej się Błękitnej Armii, jak też tych, którzy w Polsce cierpieli w wyniku wojennych konfliktów.
Wibrowski przypomniał, że w USA zapanowała "paddymania".
Amerykanie nazywali go "Paddy". Stał się idolem. Zachwycali się nie tylko jego geniuszem artystycznym. Stanowił zarazem wzorzec cnót obywatelskich. Był przyjacielem amerykańskich prezydentów"
– podkreślił mieszkający w Paryżu i w Krakowie ekspert.
Zwrócił też uwagę na dobroczynność Paderewskiego, który był bardzo bogatym i hojnym człowiekiem. Artysta grał na cele, które Amerykanie bardzo podziwiali, m.in. na budowę pomnika kompozytora Louisa Moreau Gottschalka, na rzecz stypendiów dla artystów, czy funduszu dla bezrobotnych artystów.