– mówił Gibson.Od początku zastrzegłem, że chcę opowiedzieć tę historię tak, jak sam ją widzę. Nie wyobrażałem sobie, że mogłoby być inaczej , że mogę realizować film na czyjeś zlecenie
Mel Gibson dodał również, że nie interesuje go tworzenie produkcji o charakterze propagandowym:Nie dostałem takiej propozycji, więc trudno mi gdybać. Musiałbym przeczytać scenariusz, jeśli będzie dobry - proszę bardzo. Jeśli to ma być kino, przez które będzie budować się tożsamość narodowa kraju, chętnie się włączę. Sam przecież od at spełniam tę funkcję w swoim kinie
Aktor po raz kolejny odciął się również od politycznej poprawności, której brak zarzucają mu koledzy z branży – m.in. przez antysemickie wypowiedzi:Nie pozwoliłbym jednak, by film z moim udziałem miał zaspokajać interes którejś partii politycznej. Kino propagandy mnie nie obchodzi, nie zamierzam przykładać do niego ręki. Film historyczny ma w moim przekonaniu konsolidować naród i umacniać go. Ważne jest, żeby widz w trakcie projekcji zadał sobie pytanie, co ja bym zrobił na miejscu bohatera, a nie żeby dostał instrukcję, jak ma postępować.
Gibson odniósł się także do zarzutów o „ideologizowanie” swojego kina (Desmond Doss, bohater „Przełęzczy ocalonych” jest chrześcijaninem, który ze względów religijnych odmówił noszenia broni):Szczerze mówiąc, mam to gdzieś. Jedyne co chciałem zrobić, to nakręcić dobry film.
– zaznaczył aktor i reżyser, zdobywca dwóch Oscarów.Żyjemy w czasach, w których wszystko staje się polityczne: to co nosisz, to co jesz, to jakiej muzyki słuchasz. Mnie ten aspekt nie interesuje