Amerykański przemysł rozrywkowy jest lewicowy. Widać to było podczas poprzedzającej niedawne wybory prezydenckie kampanii wyborczej, gdy niemal wszystkie gwiazdy muzyki i kina zdecydowanie poparły kandydaturę Hillary Clinton. Często z ich ust padały również komentarze krytykujące nową administrację. Niekiedy przekraczały granicę dobrego smaku - na przykład Madonna na proteście proaborcyjnym powiedziała, że myśli często o wysadzeniu Białego Domu. Dlatego przed ceremonią rozdania Grammy cała Ameryka zadawała sobie pytanie: która gwiazda wykorzysta okazję, aby zaatakować prezydenta? Ku zaskoczeniu wielu osób, mało która to zrobiła. Ataków było niewiele i były one dość stonowane. Jednak największą sensacją tej gali nie była żadna z lewicowych gwiazdeczek, a niemal zupełnie wcześniej nieznana piosenkarka Joy Villa.
Villa pojawiła się na imprezie w bardzo oryginalnym stroju. Jej sukienka, utrzymana w kolorystyce flagi amerykańskiej, miała na sobie słowa „Trump” i „Make America Great Again”.
Amerykanie szybko docenili odwagę Villi - jej płyta z 2014 roku, „I Make The Static”, wskoczyła w jeden dzień na pierwsze miejsce listy bestsellerów Amazon. Sprzedaż krążka wzrosła także w serwisie Itunes, gdzie udało się mu osiągnąć siódmą pozycję, wyprzedzając samą królową popu Lady Gagę. Dla porównania, nominowana do tytułu płyty roku, silnie zaangażowana w politykę i wspieranie lewicowych organizacji Beyonce w tym samym dniu osiągnęła zaledwie 90 pozycję.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Po wyborze Trumpa chciała wysadzić Biały Dom. Takiej odpowiedzi się nie spodziewała
Grammy 2017: Zwycięstwo Adele, porażka Beyonce. Polak wśród laureatów
Reklama