Odbył się specjalny przedpremierowy pokaz filmu "Wołyń" w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego. Dzieło, które wzbudziło wiele kontrowersji jeszcze przed powstaniem, zostało już krótko zrecenzowane przez dziennikarzy zaproszonych na prapremierę. Wśród nich był Wojciech Mucha, publicysta "Gazety Polskiej" i "Gazety Polskiej Codziennie".
Wyszedłem z "Wołynia". Bardzo się tego filmu obawiałem. Niepotrzebnie. Poruszające świadectwo tamtych strasznych czasów - napisał na Twitterze Wojciech Mucha.
Na Facebooku publicysta "GP" dodał:
Znając dotychczasową twórczość reżysera, miałem obawy, czy nie dostaniemy "piguly", skondensowanej brutalności i zła. Nic podobnego. Film aspiruje do bycia kompletnym obrazem tamtych dni i lat.
Nie mogę wiecej pisać, bo warunkiem uczestnictwa w pokazie przedpremierowym była gęba na kłódkę do pokazu w Gdyni. Powiem więc, co powiedziałem po pokazie, a co wzbudziło rechot - film mogą zrozumieć i przyjąć nawet zdrowo myślący ukraińscy nacjonaliści.
Nie ma co mówić o "Wołyniu" bez szczegółów. Powiem więc, że wiadomo, iż będzie można film użyć jako narzędzia w walce politycznej. To jednak sprawa poza Dziełem. A nim film jest.
Swoimi wrażeniami po prapremierze podzielili się też dziennikarze innych prawicowych pism.
Piotr Semka z "Do rzeczy" napisał:
A
Piotr Skwieciński z "W sieci" napisał:
Obejrzałem "Wołyń". Film porażający, wielki i straszny. Straszny, wielki i porażający. Powiedzieć, że wbija w fotel, to nie powiedzieć absolutnie nic.
Organizatorzy zobowiązali nas, by jeszcze przez parę dni nie recenzować filmu zbyt szczegółowo. Odpowiem więc tylko na jedną, artykułowaną dość często obawę. Otóż twórcy filmu zrobili wszystko, użyli wszystkich możliwych zabezpieczeń, żeby złagodzić wrażenie, iż mieli intencje antyukraińskie. Wątki polskiego przyczynienia się (przed 39 rokiem), istnienia "dobrych Ukraińców" oraz grozy polskiego odwetu zostały wyeksploatowane do granic możliwości. Może wręcz poza tę granicę.
Źródło: niezalezna.pl
#Wołyń
wg