Skromny chłopak z trądzikiem o imieniu Peter (21-letni Tom Holland) na widok krzywd ludzkich zmienia się w superbohatera. Nie potrzebuje czarodziejskiej różdżki. Wystarczy mu podkreślający lekką i zwinną sylwetkę strój. Tak można niemal opisać fabułę każdej części „Spider-Mana”. Również najnowszą. Zmieniają się jedynie wrogowie.
Tym razem przeciwnik okaże się niezwykle trudny. Nie tylko dlatego, że ma kosmiczną broń i odstraszający wizerunek (charyzmatyczny Michael Keaton). Vulture, jak się okaże, jest związany z Peterem również osobiście. Jednak Parker znany jest zarówno z waleczności, jak i dobroci. Od zawsze wiadomo, że Spider-Man ma siłę Herkulesa, serce Czerwonego Kapturka i jakby tego było mało, piękny umysł. Ratuje więc nie tylko matki z dziećmi i staruszków, lecz także często samych bandytów, których wcześniej próbuje zneutralizować. A wszystko to z gracją łyżwiarza figurowego i uśmiechem chłopaka z sąsiedztwa. Jednak nie tylko dobroć serca i kręgosłup moralny cechują superhero. Spider- Man zamierza udowodnić Starkowi (Robert Downey Jr), że dojrzał do tego, by z impetem wejść w szeregi Avengersów.
Nie będzie to łatwe, bo w opinii specjalistów wciąż bliżej mu do chłopca z mlekiem pod nosem niż bohatera gotowego na etat u Tony’ego Starka. Młodzieńca jednak nic nie powstrzyma. Popełni kilka błędów młodości, by stanąć oko w oko z Vulture’em, który chce przejąć cały dorobek technologiczny od Avengersów. I w czasie, gdy mędrcy będą siedzieli w kapciach przed telewizorem, on zakasze rękawy i spróbuje uratować świat. Od tego, czy mu się powiedzie, zależy nie tylko los globu, ale również bezpieczeństwo jego najbliższych i ostatecznie to, czy będzie mógł pracę z Avengersami wpisać do CV.
Reklama