W szczecińskim szpitalu wojewódzkim po raz pierwszy przetoczono w czwartek osocze ozdrowieńca osobie zakażonej koronawirusem. Pacjentka wymaga intensywnej opieki medycznej, nie pomogły inne możliwości leczenia.
- Przeprowadzono dzisiaj procedurę przetoczenia osocza ozdrowieńców. To świeża sprawa, nie jesteśmy pierwsi w Polsce - zasługę trzeba oddać panu profesorowi (Krzysztofowi) Tomasiewiczowi z Lublina. (…) Zobaczymy, jak będzie wyglądał stan kliniczny chorej
- powiedział dziś dziennikarzom naczelny lekarz ds. COVID prof. Miłosz Parczewski ze szpitala wojewódzkiego w Szczecinie.
Pacjentka, której przetoczono osocze jest w ciężkim stanie, od dłuższego czasu wymaga intensywnej opieki medycznej, a lekarze - jak powiedział zakaźnik - wyczerpali już wszystkie możliwości, także leczenia eksperymentalnego, nie uzyskując zadowalającej poprawy.
Obecnie dawcą osocza może zostać osoba w wieku 18-60 lat, która przebyła zakażenie koronawirusem i minęło przynajmniej 14 dni od ostatniego ujemnego wyniku na obecność SARS-CoV-2.
- W Polsce dopiero zaczynają pojawiać się ludzie, którzy mogą oddawać osocze
- wskazał prof. Parczewski.
Szpital wojewódzki przy ul. Arkońskiej w Szczecinie został przekształcony w szpital zakaźny w połowie marca br. Jak wskazał prof. Parczewski, pacjentami opiekuje się wielu różnych specjalistów: zakaźnicy, anestezjolodzy, nefrolodzy czy kardiochirurdzy.
- Jako zakaźnicy prowadzimy wszystkie leczenia, które są dostępne – także terapie eksperymentalne, zarówno chlorochiną, jak i nowoczesnymi przeciwciałami monoklonalnymi, tocilizumabem – na razie z przyzwoitym efektem
- powiedział lekarz.
Dodał, że każdy przypadek analizowany jest "bardzo precyzyjnie", a terapie dobierane są pod pacjentów, w stałym kontakcie z komisją bioetyczną. - Walczymy o każdego chorego, o każdego pacjenta - zaznaczył prof. Parczewski dodając, że w szpitalu przy ul. Arkońskiej nie było dotychczas przypadku śmierci osoby ze zdiagnozowanym koronawirusem.
- Uważamy, że część pacjentów (poddanych terapii eksperymentalnej -red.) się poprawiła, ale to nie są systematyczne badania, takie, jakie przeprowadza się nad skutecznością leku z grupą kontrolną. To są serie przypadków i doświadczenia eksperckie. Ta wiedza medycznie i rekomendacyjnie ma ograniczoną wartość. Ale ma wartość dla pojedynczego człowieka, bo jemu się pomaga
- podkreślił zakaźnik.
Zapytany o to, czy w Zachodniopomorskiem widoczne są ogniska epidemii, lekarz odpowiedział, że takich źródeł jest kilka. - Widzimy wyraźnie, że w niektórych powiatach i w niektórych gminach tych zakażeń jest więcej. Dominowały Gryfice i ich okolice, teraz były też infekcje w Koszalinie - powiedział.
Dopytywany o to, z czego taka sytuacja może wynikać, odpowiedział "ze szczęścia". - To jest zasianie wirusa w danej populacji albo nie i to jest przypadek, który też może się zmienić - wyjaśnił prof. Parczewski.
Wskazał też, że mimo zmniejszania obostrzeń i powszechnego obowiązku noszenia maseczek, nadal trzeba zachować bardzo dużą ostrożność.
- To jest nowy wirus. W populacji polskiej układa się bardzo dobrze – to znaczy mamy bardzo mało zakażeń. Ale trzeba też pamiętać o drugiej stronie – mamy bardzo mało ludzi, którzy są odporni na tego wirusa. Ryzyko "boomu" będzie dość długo i będzie się utrzymywać niestety przez dłuższy czas
- podkreślił prof. Parczewski.
W Zachodniopomorskiem zdiagnozowano dotychczas 304 przypadki zakażenia SARS-CoV-2, 4 osoby zmarły.