- Kiedy w tych „ciepłych” stanach USA nagle zniesiono restrykcje, to ludzie się udali gremialnie do miejsc, gdzie jest klimatyzacja, która pracuje na pełnych obrotach i roznosi aerozol, a tym samym kolejne zakażenia. Młodym, którzy się „rzucili” do knajp, knajpeczek i na wszelkiej maści spotkania - to klimatyzacja „sprzedała” koronawirusa. Taka jest obecnie robocza koncepcja – mówi w rozmowie z portalem niezalezna.pl prof. Andrzej Horban, konsultant krajowy chorób zakaźnych. Według naukowca, nawet jeśli nie uda się stworzyć skutecznej szczepionki na koronawirusa, to z epidemią „powinniśmy sobie poradzić na wiosnę przyszłego roku”.
Przemysław Obłuski: Z koronawirusem zmagamy się od 4 marca, kiedy to zdiagnozowano pierwszy w Polsce przypadek COVID-19. Na jakim etapie – z epidemiologicznego punktu widzenia – jesteśmy obecnie?
Prof. Andrzej Horban: Na takim, na jakim żeśmy się spodziewali, żeby nie powiedzieć - zaprojektowali. Nasza sytuacja, jeśli chodzi o kraj, jest generalnie bardzo dobra. Trudno tu powiedzieć, jaka jest tego przyczyna i gdzie zasługa, bo ten fenomen relatywnie niewielkiej liczby zakażeń dotyczy większości krajów Europy Środkowej. Od części Skandynawii, przez Polskę, Czechy, aż do Grecji i Turcji włącznie. My mamy jedną dziesiątą tych zakażeń, które ma Europa Zachodnia.
W wielu wypowiedziach wskazywał pan, że w okresie letnim może dojść do wyhamowania epidemii. Czy słońce rzeczywiście może nam pomóc?
Jeżeli chodzi o epidemię, to oczywiście tak, bo proszę zwrócić uwagę, że w Europie mamy obecnie inne skale, inny rząd wielkości zakażeń. To już nie jest 10 tys. zakażonych dziennie, tylko 400. W momencie, kiedy z uwagi na mniejszą liczbę nowych zakażeń usuwa się restrykcje – które były jednak drakońskie – to bardzo prawdopodobnym zjawiskiem jest niewielki wzrost zakażeń. To też jest dowód na to, że te obostrzenia, którym musieliśmy się podporządkować były słuszne i sensowne. Gdybyśmy nie widzieli po ich złagodzeniu niewielkiego wzrostu zakażeń, to by znaczyło, że „zamykanie” ludzi na trzy miesiące było bez sensu. Teraz wychodzimy i zakażamy się, ale na relatywnie bardzo niewielkim już poziomie. Dzieje się tak choćby dlatego, że ludzie mają już świadomość, że jest taka choroba i gremialnie, w swojej „masie” zachowują się już w sposób prawidłowy. Trzymają dystans społeczny, te 2 metry i chodzą w maskach. Wczoraj jechałem metrem w Warszawie i zauważyłem, że wszyscy pasażerowie – choć było ich niewielu – mieli maski.
Jednak na południu Stanów Zjednoczonych, m.in. w Teksasie i na Florydzie, odnotowuje się w ostatnim czasie duży przyrost zakażeń. Z bardzo dużą liczbą infekcji mamy do czynienia także w Brazylii, a przecież tam słońca nie brakuje. Dlaczego tak się dzieje?
Dlaczego tak się dzieje w Stanach Zjednoczonych, tego do końca nikt nie wie, a jeśli chodzi o Brazylię, to mamy tam do czynienia z odmienną niż w USA sytuacją. Jednak w obu przypadkach nie ma to nic wspólnego ze słońcem, czyli działaniem promieni ultrafioletowych. Jeżeli chodzi o stany – te o których pan wspomniał – to tam właśnie o tej porze roku są straszliwe upały, dochodzące do 40 st. Celsjusza i ludzie przebywają w pomieszczeniach klimatyzowanych. Kiedy w tych „ciepłych” stanach nagle zniesiono restrykcje, to ludzie się udali gremialnie do miejsc, gdzie jest klimatyzacja, np. do centrów handlowych, czy restauracji. Klimatyzacja pracuje tam na pełnych obrotach i roznosi aerozol, a tym samym kolejne zakażenia. Właśnie w Arizonie, w części Kalifornii i w Teksasie chorują – o dziwo – ludzie młodzi, bo ludzie starzy siedzą grzecznie w domach i nadal się boją. A młodym, którzy się „rzucili” do knajp, knajpeczek i na wszelkiej maści spotkania – bo taki mają „behawior” – to klimatyzacja „sprzedała” koronawirusa. Taka jest obecnie robocza koncepcja.
Jak rozumiem, samo słońce nie pomoże w walce z epidemią i mimo lata powinniśmy stosować się wciąż do obostrzeń, zachowując zdrowy rozsądek i dystans społeczny. Czy tak?
No tak. Przecież ci ludzie „znikają” ze słońca i idą do miejsc, w których urządzenia klimatyzacyjne rozsiewają aerozol, a np. do wnętrza centrum handlowego promienie ultrafioletowe nie dochodzą. Jeśli chodzi o Brazylię, to przyczyna dużej liczby zakażeń jest zupełnie inna - to fawele. To są zatłoczone, biedne miejsca, w których nie ma możliwości zachowania odpowiedniej higieny i to już wystarczy. Jeżeli ludzie żyją w takich warunkach – zaczynają się zarażać.
Teraz pytanie, które zapewne wielokrotnie panu zadawano – czy, a jeśli tak, to kiedy ujarzmimy tę zarazę?
To wszystko zależy od tego, czy będzie szczepionka, czy nie. Jeżeli będzie, to uporamy się z tym w trzy - cztery miesiące po jej wprowadzeniu na szeroką skalę. Trzeba wyprodukować dużo dawek szczepionki, żeby zaszczepić większą część społeczeństwa. Jeżeli nie będziemy mieli szczepionki – co jest możliwe – to na wiosnę przyszłego roku.
Na jakim etapie – według pana wiedzy – są badania nad powstaniem szczepionki uodparniającej na wirus SARS-CoV-2? Kiedy będziemy mogli się zaszczepić?
Duże konsorcja i duże firmy które zajmują się szczepionkami, rzuciły w tej chwili tzw. siły i środki na realizację tego celu. Niektóre z nich nawet zadeklarowały, że nie będą nas „łupić” i będą sprzedawać te szczepionki „po kosztach”.
To chyba wyjątkowa sytuacja, jeśli chodzi o koncerny farmaceutyczne?
Nie do końca należy im wierzyć (śmiech), ale w każdym razie pracują nad tym. Należy podkreślić, że po dojściu do etapu, w którym zaczyna się robić testy na ludziach – to nie jest już takie łatwe. Żeby dobrze zaprojektować testy na ludziach, trzeba wziąć pod uwagę wiele czynników, więc może… może na początku jesieni będziemy wiedzieli, czy te szczepionki rzeczywiście działają. Jak pan spojrzy na historię szukania szczepionki na HIV, to okazuje się, że minęło 35 lat i co dwa - trzy lata któraś firma ogłasza triumfalnie, że już ma szczepionkę na HIV, albo, że za chwilę będzie ją miała. Okazuje się, że niestety nie. Ten wirus [SARS-CoV-2 - red.] jest prostszy niż HIV, ale nie jest też łatwy. Bądźmy więc dobrej myśli.
Jakoś specjalnie nie pocieszył pan naszych czytelników…
- Prawda jest taka, że my mamy te 35 tys. zakażonych i półtora tysiąca zgonów, no to co to jest? Skala zupełnie niezauważalna dla kraju trzydziestokilkumilionowego. I to jest to pocieszenie.
A teraz „dla kolegi” spytam. Mój znajomy wybiera się w podróż po Europie w październiku, a to już jesień i słońca jak na lekarstwo. Czy pana zdaniem, ma on szansę by wyjechać bez konieczności odbycia kwarantanny, czy też można się wówczas spodziewać drugiej fali pandemii?
A która to będzie jesień? (śmiech). Jak pojedzie do Grecji, to tam będzie 20 stopni [Celsjusza-red.] – to przyzwoity kraj.
Czyli powinien wybrać jakiś kraj położony na południu Europy?
Kraj z małą liczbą zachorowań.