Premier Węgier Viktor Orban przyznał w środę, że "nie jest wielkim fanem" maseczek ochronnych, ale nosi je, bo tak trzeba. Opowiedział o tym dziennikowi „Blikk”.
- Prawdę mówiąc, nie jestem wielkim fanem maseczek. Co ją nałożę, to się zsuwa, co zsunę, spada mi z twarzy. Nie wspominając o tym, że oddycha się w niej ciężko, a za to łatwiej o udar cieplny
- oświadczył premier.
Podkreślił jednak, że nosi maseczki, bo tak trzeba.
- Zawsze mam kilka sztuk w samochodzie i biurze. To zwykłe maseczki chirurgiczne. Bardziej specjalistyczne dostałem od córek, kolegów albo przyjaciół. Te noszę chętniej, bo właściwie to przez wzgląd na nich, na naszych bliskich, jest ważne przestrzeganie tych przepisów
- powiedział.
Orbana zapytano też o pochodzenie maseczki, w której kilka razy został sfotografowany. Widnieje na niej zielono-biało-czerwona flaga Węgier oraz napis „Coolest Hungarian” (ang. najfajniejszy Węgier). Wyznał, że otrzymał ją od Węgrów w Stanach Zjednoczonych.