W Bawarii bardzo szybko rośnie liczba zachorowań z powodu koronawirusa, jednak wśród mieszkańców nie widać paniki. - Niestety są ludzie, którzy zupełnie nie przejmują się sytuacją. Są też osoby, które wykazują się przezornością i racjonalnością. Zdarzają się przypadki histeryczne, ale nie jest ich dużo – mówi Władysław Minkiewicz, przewodniczący Klubu „Gazety Polskiej” w Monachium.
Jak informują Polacy mieszkający w Bawarii, postawy ludzi w związku z koronawirusem bywają skrajnie różne.
Jeśli chodzi o postawę ludzi w Monachium, to jest pół na pół. Niestety są ludzie, którzy zupełnie nie przejmują się sytuacją. Są też osoby, które wykazują się przezornością i racjonalnością. Zdarzają się przypadki histeryczne, ale nie jest ich dużo. Niewiele osób chodzi w maseczkach. Odpowiedni dystans pomiędzy ludźmi na ogół nie jest utrzymywany. Niestety w metrze nie da się go zachować
– mówi Władysław Minkiewicz, przewodniczący Klubu „Gazety Polskiej” w Monachium.
Sytuacja jest zróżnicowana również ze względu na dostępność podstawowych produktów.
Z dostępem do żywności bywa różnie. Są sklepy, w których zdarzają się braki, jednak w innych można znaleźć wszystkie potrzebne produkty. Nie ma reguły, ale na pewno nie ma też panicznego wykupywania żywności na masową skalę
– podkreśla Władysław Minkiewicz.
W Bawarii zamknięte zostały m.in. kluby, kina, teatry, hotele, boiska i place zabaw. Nie zamknięto jednak restauracji, które mogą normalnie działać do godz. 15. Zdaniem miejscowych Polaków tamtejsze władze zareagowały zbyt późno.
Bawaria nieco spóźniła się z reakcją na koronawirusa, na pewno można było zrobić coś wcześniej. Polski rząd jest przykładem dla całego świata. Zareagowaliśmy w odpowiednim momencie i dziś mówi się o tym w wielu krajach, stawiając nas za wzór walki z koronawirusem
– zauważa przewodniczący monachijskiego klubu.
Według najnowszych danych w Bawarii zanotowano 2,2 tys. osób zakażonych.