Gazeta Polska: Roman Tuska » CZYTAJ TERAZ »

Lekarze badający koronawirusa wykryli powikłania choroby. Mogą być śmiertelnie groźne

Powodowana koronawirusem choroba COVID-19 nadal skrywa wiele tajemnic. Brytyjscy i amerykańscy lekarze zauważyli ostatnio nowe powikłania jej towarzyszące – są nimi bardzo zaniepokojeni.

fernando zhiminaicela; pixabay.com / Creative Commons CC0

Brytyjscy i amerykańscy lekarze zauważają u kolejnych pacjentów chorych na COVID-19 niepokojący objaw. Normalnie nasycenie tlenu we krwi (saturacja) powinno wynosić powyżej 95%. U niektórych pacjentów zauważono jednak, że wynosi ono mniej – w skrajnych wypadkach nawet poniżej 50%. Normalnie pacjent o tak niskim nasyceniu tlenem krwi powinien być nieprzytomny lub majaczyć. Ci pacjenci jednak nie tylko są w pełni świadomi, ale rzadko skarżą się nawet na problemy z oddychaniem. Prześwietlenia ich płuc pokazują ślady bardzo poważnego zapalenia płuc. Normalnie w takim wypadku powinni odczuwać silne bóle, ale tak się nie dzieje.

Ich cechą wspólną jest to, że wcześniej – zwykle na dwa do siedmiu dni przed zgłoszeniem się do szpitala – mieli lekkie objawy COVID-19, jak gorączka czy kaszel. Dopiero uczucie duszności w klatce piersiowej albo brak możliwości wzięcia głębszego oddechu sprawiają, że zaczynają szukać pomocy lekarskiej.

Lekarze nazwali to zjawisko „wesołym niedotlenieniem”. Nie są na razie do końca pewni co je powoduje. Najpopularniejsza teoria głosi, że ma na to wpływ niecodzienny przebieg choroby u niektórych zarażonych chińskim koronawirusem. Koronawirus atakuje płuca, a ciało zaczyna walczyć z brakiem tlenu przez przyspieszenie oddychania. Większość pacjentów nawet tego nie zauważa. Nasycenie krwi tlenem spada coraz bardziej, ale proces ten odbywa się na tyle powoli, że organizm zaczyna się przystosowywać do niedotlenienia, podobnie jak dzieje się to np. u alpinistów.

Brytyjscy lekarze zwrócili uwagę na jeszcze jedną niepokojącą rzecz. Normalnie uczucie duszności nie wynika bowiem z samej niskiej saturacji krwi. Jest za to odpowiedzią organizmu na rosnący poziom CO2, który zwykle jest związany z tym, że płuca coraz słabiej filtrują gazy. U chorych wykazujących „radosne niedotlenienie” ta reakcja zdaje się być przytłumiona. Lekarze podejrzewają, że powoduje to sam wirus, jednak nie są pewni w jaki sposób.

Ten nowo zauważony skutek choroby może być śmiertelnie niebezpieczny. Pacjenci bowiem nie zdają sobie sprawy z tego jak poważnie są chorzy. Kiedy orientują się w sytuacji i szukają pomocy medycznej, ich płuca są już mocno zniszczone. Dodatkowo brak wystarczającej ilości tlenu we krwi mógł już spowodować u nich uszkodzenia innych organów, jak wątroba, serce czy mózg. Zdaniem niektórych lekarzy właśnie ten objaw może tłumaczyć tajemnicze śmierci młodych pacjentów, którzy nie mieli żadnych chorób towarzyszących. Lekarze nie zauważyli, że ich objawy nie są tak lekkie jak się wydaje - aż było za późno.

Wszyscy zgadzają się ze sobą, że ten objaw znacznie utrudni niesienie pomocy pacjentom. Nie ma wśród nich jednak zgody co do tego jak sobie z nim radzić. Dr Richard Levitan ze szpitala Littleton w New Hampshire zalecił pacjentom wykazującym lekkie objawy korzystanie z pulsoksymetrów, czyli urządzeń do pomiaru saturacji krwi tlenem. Jego zdaniem upowszechnienie takich badań, zarówno wykonywanych samodzielnie jak i przez lekarzy, pomoże zauważać ten groźny stan wcześniej, dzięki czemu pacjenci będą mogli otrzymać pomoc kiedy są jeszcze w relatywnie dobrym stanie.

Niektórzy lekarze uważają jednak, że to nic nie da. Zwracają uwagę, że dostępne komercyjnie pulsoksymetry nie są szczególnie dokładne. Badanie przeprowadzone przez Międzynarodową Organizację Standaryzacji (ISO) w 2016 roku wykazało, że z sześciu popularnych domowych urządzeń tego typu aż cztery nie spełniały standardów. Sprawę utrudnia również fakt, że badanie takim urządzeniem przez osobę, która nie wie jak je poprawnie wykonać, może dać fałszywy wynik nawet jeśli samo urządzenie jest sprawne.

Jednym z krytyków tego rozwiązania jest na przykład dr Mike Charlesworth, anestezjolog ze szpitala Wythenshawe w Manczesterze. Powiedział portalowi Guardian, że oprócz obaw o dokładność takich urządzeń kupowanych w internecie problemem jest także to, że trzeba je dostarczyć do domów chorych. A to będzie wymagało dodatkowej pracy od kurierów i listonoszy, przez którą wzrośnie ryzyko dalszego roznoszenia wirusa.

Jeżeli jesteś w stanie, w którym potrzebujesz monitorowania poziomu saturacji krwi tlenem, to jest to czas, w którym powinieneś iść do szpitala.
- podkreślił.

 



Źródło: niezalezna.pl, CNN, Guardian

#koronawirus #zdrowie #medycyna #niedotlenienie

Wiktor Młynarz