Ks. Brząkalik, śląski proboszcz, duszpasterz trzeźwości, dziennikarz i człowiek kultury (który współpracował m.in. z Jerzym Dudą-Graczem i Janem Kantym Pawluśkiewiczem) podpowiada nam, jak przetrwać pandemię. Zachęca do okazywania sobie czułości w rodzinie, sięgnięcia do sztuki i korzystania z nabożeństw w Internecie. Przestrzega jednak, że taka Msza św. jest jak obecność tzw. "dojazdówki" we współczesnym samochodzie. Dzięki niej dojedziemy tylko do najbliższego warsztatu, by skorzystać z pomocy profesjonalisty czyli -Jezusa Chrystusa w Eucharystii.
Rozmowa z ks. Piotrem Brząkalikiem, wieloletnim duszpasterzem trzeźwości Archidiecezji Katowickiej, twórcą ogólnopolskiego programu społecznego "Prowadzę jestem trzeźwy", na co dzień proboszczem parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Katowicach-Szopienicach
W tym momencie mamy ok. 3 tys. zachorowań na Covid-19 na Śląsku, a ok. 1,5 tys. pracowników kopalń i ich rodzin jest objętych kwarantanną. Co to dla księdza oznacza?
Postęp tego niebezpieczeństwa do jakiegoś stopnia był przewidywalny. Na Śląsku mamy bardzo gęste zaludnienie. Na liczbę zachorowań wpływa też mobilność ludzi, którzy w jednym miejscu pracują, a w innym mieszkają. W naszym regionie przepływ ludzi jest większy niż gdzie indziej. Oczywiście nie bez znaczenia, jeśli chodzi o rozwój i postęp choroby - jest górnictwo. W przestrzeni wydobywczej utrzymanie zasad dotyczących mycia i dezynfekcji rąk, noszenia maseczek jest z obiektywnego punktu widzenia bardzo trudne. Łatwiej te wymogi zachować w domu, sklepie, urzędzie. Na dole w kopalni nie da się pracować w maseczce, czy w przyłbicy. Musimy jeszcze pamiętać o jednej rzeczy, którą ja nazwałbym potrzebą odpowiedzialności. Kiedy byliśmy na początku tego niebezpieczeństwa zakazy i nakazy (np. dezynfekcji, pozostawania w domu) traktowaliśmy stanowczo, a teraz kiedy liczba chorych gwałtownie rośnie, nasza czujność jest uśpiona. Wkrada się bagatelizacja towarzyska i zawodowa. Uważam, że trzeba zachowywać się odpowiedzialnie, musimy zadbać nie tylko o siebie samych, o własne bezpieczeństwo, ale i o bliźniego. Bycie odpowiedzialnym podczas pandemii, to taka praktyczna forma miłości bliźniego.
Spójrzmy na kwestie zachowania trzeźwości. Ludzie się boją, denerwują, muszą pozostawać w domach. W tej sytuacji wiele rodzinnych konfliktów wychodzi z cienia i pojawia się alkohol, który w tych okolicznościach jest dla nas groźny...
Alkohol w ogóle jest groźny! Sytuacja, w której się znaleźliśmy pozwala zmierzyć też naszą umiejętność bycia ze sobą. Jest miarą odpowiedzialności za siebie nawzajem i to tej w przestrzeni bardzo bliskiej - pomiędzy małżonkami, między rodzicami i dziećmi, w sąsiedztwie. Przed pandemią współcześni rodzice tyle czasu, co teraz, ze swoimi dziećmi dotychczas chyba jednak nie spędzali. Zachowanie trzeźwości jest sprawą bardzo istotną! Na terenie mojej parafii, od przeszło 30 lat działa grupa anonimowych alkoholików, którzy teraz z oczywistych względów nie odbywają swoich spotkań. Z niektórymi członkami tej grupy utrzymuję kontakt telefoniczny i słyszę, że wiele z tych osób, utrzymujących trzeźwość przez wiele lat, dzięki m.in. regularnym spotkaniom w ruchu AA i terapii, teraz wróciło do picia. Może czas odmrozić i tę przestrzeń, żeby mogły wrócić mitingi, choćby z tym ograniczeniem: 1 osoba na 15 m kw. Nadużywanie alkoholu to jedna z konsekwencji izolacji ludzi. Zwróćmy też uwagę, że mamy maseczki na twarzach, nie podajemy sobie ręki. Siłą rzeczy izolujemy się od siebie fizycznie i psychologicznie. Papież Franciszek często zwraca uwagę, jak ważna w relacjach między ludźmi jest czułość. Okazujemy ją sobie uśmiechem, dotykiem dłoni. Teraz te zwykłe przecież gesty, stały się prawie nieobecne.
Księża angażują się w pracę dziennikarską, społeczną. Działają też w mediach społecznościowych. Czy taki przekaz religijny ma wielu odbiorców?
Przytoczę tu kolejny przykład. Moja parafia nie jest wielka, ale ogromnym dobrem, były i są, transmisje internetowe Mszy świętych, czy innych nabożeństw. Realizowaliśmy je na długo przed wybuchem pandemii. Teraz po prostu cieszą się większym zainteresowaniem i jest to bardzo budujące. (Część wiernych może też być już osobiście na Mszy świętej, z tym ograniczeniem 1 osoba na 15 m kw.). Łączność internetowa jest teraz wyjątkowo przydatna także w przestrzeni liturgicznej. Bardzo wielu ludzi skorzystało z naszych radiowych rekolekcji (Archidiecezja Katowicka ma swoje radio). Przed jednym bym jednak przestrzegał, żebyśmy się do tego nie przyzwyczaili, bo nic nie zastąpi prawdziwej Eucharystii, prawdziwej znaczy rzeczywistej obecności Ciała i Krwi Pana Jezusa. Mam takie porównanie, no może mało pobożne, ale myślę bardzo obrazowe. Dzisiejsze samochody nie mają już koła zapasowego, tylko tzw. "dojazdówkę". Ona nie zastępuje koła, pozwala tylko dojechać do miejsca, w którym auto wróci do pełnej sprawności. Taką internetową obecność na Eucharystii, nabożeństwie dobrze byłoby potraktować jako taką "dojazdówkę". Ona nie jest - zamiast. To tylko zastąpieniem braku, który w tej chwili nam doskwiera. Jest po to, żebyśmy mogli mieć religijną łączność tęskniąc za pełnym uczestnictwem w liturgii.
A jaką rolę powinna odegrać w dobie pandemii sztuka, która niesie dobro i wspiera człowieka?
Przyznam się, że teraz na nowo odkrywam radio jako nośnik muzyki. Przesyt informacji pozostawia w nas zakalec pewnej tragiczności, na który nie mamy do końca wpływu. Natomiast jeśli ograniczymy sobie liczbę wiadomości i posłuchamy muzyki poczujemy się lepiej. Jeśli trochę poszukamy znajdziemy w przestrzeni kultury takie przesłania, obrazy, dźwięki które będą łagodziły nasz niepokój i trochę go tonowały. Nic nie zastąpi jednak dobrego słowa, napisanego czy powiedzianego choćby przez telefon. A dobre słowo jest tym, czego dzisiaj najbardziej nam potrzeba!