- To jest jak trzecia wojna światowa - tak jeden z pracowników apteki w Hongkongu mówi o epidemii koronawirusa. W rozmowie z "New York Times" przyznaje, że w kraju wybuchła panika, a ludzie czekali godzinami w kolejce do jego apteki, by kupić maski na twarz, środki dezynfekujące, a nawet... papier toaletowy.
- Jesteśmy zmęczeni - tak ludzie z Hongkongu najczęściej mówią o rozprzestrzenianiu się koronawirusa i konsekwencjach choroby. Tym bardziej, że ludzie wciąż pamiętają wybuch śmiercionośnej choroby SARS. Dlatego zaczęli gromadzić towary z aptek, co doprowadziło do zmniejszenia zapasów leków i wzrostu ich cen.
Przykładowo, w Hongkongu przed nowym rokiem pudełko 50 masek na twarz kosztowało 6,50 dolarów - obecnie nawet dwa razy więcej, choć najczęściej... takiego towaru w ogóle nie ma. A może w internecie? Tu także spotka wszystkich niemiła niespodzianka.
- Ceny rosną z każdą minutą
- przyznaje rozmówca "NYT".
Farmaceuci doradzają, by kupować zapasy tylko dla siebie, nie zbierać ich za dużo. Zachęcają też pacjentów z gorączką, by poddali się testom na obecność koronawirusa. Niestety, nie wszyscy słuchają. Być może z obawy przed wykryciem choroby? Wczoraj koronawirusa wykryto u 61 obywateli Hongkongu, jedna osoba zmarła.