Dr Krzysztof Kucharczyk, biotechnolog Uniwersytetu Gdańskiego, ocenił wprowadzone dzisiaj przez rząd restrykcje, których celem jest powstrzymanie szerzącej się epidemii koronawirusa. - Nie ma ognisk, jak kiedyś były kopalnie, czy inne firmy W związku z tym te ograniczenia muszą dotyczyć wszystkich i one są tak nakierowane - powiedział w rozmowie z portalem Niezalezna.pl.
- Te obostrzenia wynikają prawdopodobnie z jakichś analiz dróg szerzenia się koronawirusa, bo w taki sposób takie decyzje się podejmuje. One są podejmowane w celu ograniczenia tych istniejących dróg rozprzestrzenia się koronawirusa. To już jest horyzontalna droga rozprzestrzenia się wirusa, czyli nie ma ognisk, tylko ten wirus jest w zasadzie jest obecny na terenie całego kraju. Nie ma ognisk, jak kiedyś były kopalnie, czy inne firmy W związku z tym te ograniczenia muszą dotyczyć wszystkich i one są tak nakierowane.
- powiedział dr Krzysztof Kucharczyk.
Rozmówca portalu Niezależna zauważył, że według dzisiejszej wiedzy, na całym świecie przyjmuje się, że są dzieci są najczęściej bezobjawowymi nosicielami koronawirusa.
- Dzieci w tych klasach I-IV prawdopodobnie w mniejszym stopniu ulegają zakażeniu. Nie do końca to wiemy. Dzieci w wieku powyżej dziesięciu, dwunastu lat, częściej ulegają zakażeniu, częściej przechodzą zakażenie bezobjawowo i w związku z tym są częściej takim nośnikiem wirusów do rodziców, dziadków. Młodzieży średniej i studenckiej z powodu sposobu życia trudno ograniczyć te kontakty
- dodał.
- Te działania, żeby na przykład w miejscach publicznych nie spotykało się więcej niż pięć osób, wynika z faktu, że gęstość zakażenia jest tak duża, że gdyby na przykład było to dziesięć osób, to już byłoby ryzyko zakażenia. Jeżeli jest pięć, to zapewne to ryzyko jest na tyle małe, że można sobie na to pozwolić
- stwierdził.
Dr Krzysztof Kucharczyk ocenił, że te działania skupiają się na tym, żeby chronić osoby starsze oraz mają choroby współistniejące. - Dzieci, czy zdrowe osoby młode prawdopodobnie nie mają jakichś powodów, żeby obawiać się zakażenia tym wirusem, ale nie wiemy, kto z nas ma jakąś chorobę współistniejącą. Bo były takie przypadki, gdzie zakażały się osoby, które miały niezdiagnozowaną jakąś chorobę współistniejącą i potem dochodziło do różnego rodzaju problemów zdrowotnych - powiedział.
- Ten wirus bardzo szybko się szerzy, więc musimy działać. Na ten moment nie mamy dostępnych środków farmakologicznych do walki z wirusem. Dostępne są tylko takie środki specjalne, czyli zwiększamy dystans społeczny
- zaznaczył.
Biotechnolog ocenił, że epidemia dalej się będzie toczyła i wirus nie zniknie od tych działań, ale szybkość przyrostu zakażeń zmniejszy się na tyle, że osoby, które będą potrzebowały pomocy ze strony służby zdrowia, będą mogły ją otrzymać.