W momencie mojego pobytu we Włoszech w promieniu 30 kilometrów od miejsca, w którym przebywałem, nie było ani jednego przypadku koronawirusa – tłumaczył marszałek Senatu Tomasz Grodzki. Dodał, że po powrocie do Polski wykonał test na obecność wirusa na izbie przyjęć szpitala zakaźnego.
Marszałek Senatu Tomasz Grodzki w rozmowie z Moniką Olejnik na antenie TVN24 skomentował doniesienia o swoim prywatnym wyjeździe do Włoch.
Jako człowiek roztropny sprawdziłem w służbach sanitarnych, że w promieniu 30 kilometrów od miejsca, w którym byłem, nie było w momencie mojego wyjazdu ani jednego przypadku koronawirusa.
- zapewnił Grodzki.
Dodał, że jak przerwał swój urlop, by poprowadzić posiedzenie Senatu i wyjeżdżał, to w tej okolicy, zanotowano jeden przypadek koronawirusa.
Dopytywany z kolei, czy po powrocie do kraju poddał się badaniom w MSWiA odpowiedział, że nie. Zapewnił jednocześnie, że podał swoje dane na lotnisku oraz poddał się badaniom na obecność wirusa w izbie przyjęć w szpitalu zakaźnym w Warszawie.
Zaznaczył też, że towarzyszący mu członkowie Służby Ochrony Państwa zostali decyzją dowództwa skierowani na czternastodniowe „zwolnienie z obowiązków”.