Wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz zapewnił, że polskie władze obserwują działania dezinformacyjne, mające wprowadzić niepokój, co do stosowania m.in. szczepionek AstraZeneca. - Za tym wszystkim kryje się argumentacja polityczna, dlatego my tym bardziej powinniśmy wsłuchiwać się w głos ekspertów - powiedział dziś Przydacz na antenie TVP Info.
Panika, jaką wywołały doniesienia medialne o rzekomej szkodliwości szczepień preparatem brytyjsko-szwedzkiego producenta AstraZeneca spowodowała ogromne zamieszanie i wstrzymanie w wielu krajach Unii Europejskiej szczepień. Stało się tak, mimo uspokajających komunikatów Europejskiej Agencji Leków, która nie dopatrzyła się zagrożeń w związku ze stosowaniem tej szczepionki, podkreślając, że możliwe powikłania poszczepienne nie występują częściej, niż w przypadku innych, dostępnych na europejskim rynku preparatów.
Na zamieszaniu korzystają Rosja i Chiny, które oferują swoje szczepionki przeciwko COVID-19. Mimo, że nie ma żadnych wiarygodnych informacji dot. skuteczności, a w szczególności powikłań (tzw. NOP-ów), kilka państw UE skłania się do stosowania rosyjskiego preparatu Sputnik 5. Władze Włoch zadeklarowały nawet uruchomienie produkcji rosyjskiego preparatu w swoich wytwórniach.
Nie brakuje opinii, że afera z AstraZeneca została wywołana sztucznie, a w jej tle widać wyraźnie próbę politycznego wykorzystania pandemii na rzecz Moskwy i Pekinu.
Do tej właśnie kwestii odniósł się w dzisiejszym programie #Jedziemy na antenie TVP Info wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz.
Jego zdaniem, decyzje podjęte przez polski rząd dot. niezawieszania szczepień preparatem AstraZeneca „były decyzjami słusznymi”. – Dzięki temu, przez te kilka dni wyszczepiliśmy kolejne tysiące, czy dziesiątki tysięcy osób – mówił Przydacz.
- Nie ulegliśmy tej presji medialnej, akcelerowanej przez szereg sił także i w Europie. Mamy do czynienia z szeroką akcją informacyjną, a niektórzy eksperci wskazują na akcję dezinformacyjną, a za tym kryją się różnego rodzaju interesy
- wskazał.
To, co dla nas powinno być w tej chwili najważniejsze, to to, żeby jak najwięcej tych szczepionek trafiło do Polski, jak najwięcej osób mogło zostać wyszczepionych - dodał.
Zdaniem Przydacza, fakt, że Ursula von den Leyen wskazuje na ewentualne zastosowanie metod blokujących, „żeby nie wypływały szczepionki wyprodukowane w Unii Europejskiej” dowodzi słabości UE, jednak – jak podkreślił – przyjmuje te działania „za dobrą monetę”.
- Pokazuje to słabość Unii Europejskiej, że te kontrakty nie były wynegocjowane w należyty sposób i należy uciekać się do metod administracyjnych, które de facto będą blokować wyjazd (szczepionek) za granicę. Dla Europejczyków ważne jest, aby jak najwięcej tych szczepionek (wyprodukowanych w Europie) zostało, żebyśmy jak najszybciej mogli wrócić do normalności
- podkreślił.
Odnosząc się do promocji rosyjskiej szczepionki Sputnik 5, Przydacz wskazał, że pandemia „jest wykorzystywana przez szereg dyplomacji światowych do realizowanie swoich własnych interesów”.
- Mieliśmy wiosną do czynienia z dyplomacją maseczkową. Państwa, które produkowały maseczki, czy te dobra, które były potrzebne przy tej walce z pandemią w ten sposób próbowały budować nie tylko swój wizerunek, ale swoją pozycję polityczną. Dzisiaj tym dobrem reglamentowanym jest szczepiona i to jest rzecz oczywista, że zwłaszcza te państwa, które nie są do końca oparte o systemy demokratyczne, mówiąc najbardziej dyplomatycznie, starają się to wykorzystać
- przekazał wiceszef resortu spraw zagranicznych.
Jak dodał, polskie władze obserwują „nie tylko działania promujące, co też szereg działań tzw. dezinformacyjnych, mających wprowadzić pewnego rodzaju niepokój, co do szczepionek oferowanych przez innych producentów”.
- Za tym wszystkim kryje się taka argumentacja polityczna, dlatego my tym bardziej powinniśmy wsłuchiwać się w głos ekspertów, lekarzy, profesorów medycyny, którzy mówią o tym, że AstarZeneca jest szczepionką bezpieczną, a nie czytać w internecie domorosłych ekspertów, bo to mogą być przedstawiciele instytucji pozapaństwowych, które mają cel polityczny do osiągnięcia
- przekonywał Marcin Przydacz.
Zdaniem wiceministra, stanowisko Europejskiej Agencji Leków jest wiarygodne i pokazuje, że „panika, która opanowała szereg państw zachodnich była niewskazana”, w kraje te straciły kilka dni szczepień. – To powinno zamknąć dyskusję – ocenił.